-

bolek

W pijanym kowidzie

Podobno, co nas nie zabije to nas wzmocni. Przyznaję, liczę na to, że jak nadciągnie kolejna "fala" to moje przeciwciała pokażą jej środkowy palec. Aha, nie ma żadnego "embarga" na substancję na A. W maju zrealizowałem bez żadnych problemów receptę, w którą przezornie zaopatrzyłem się gdy w najbliższym otoczeniu zaczęły pojawiać się pierwsze zaniki smaku, węchu, itp itd. Tak swoją drogą, zastanawiam się ile ludzkich istnień można było ocalić przez ten czas, gdyby ktoś oficjalnie bąknął, że to może jednak pomóc? No nic, mam nadzieję, że te skurwysyny, które zgotowały nam ten los, będą się smażyć w piekle na wolnym ogniu...

No ale revenons à nos moutons, czyli do wspomnień Jerzego, które jeszcze się nie skończyły. Jeszcze Was trochę nimi pomęczę :) Dzisiaj kończymy wspominki czeskie i szykujemy się do żydowskich :D

Prawdziwy winowajca

Spóźniłem się trochę z tym całym Szebą i jego paszkwilem[1], ale to nie moja wina. Chorowałem bardzo ciężko. Wątroba mi się wywracała, gdy czytałem artykuły o Szebie. Jakże poważnie traktowano u nas człowieka, którego nikt nigdy poważnie nie traktował w Czechach i jakże chętnie zrzucano winę na tumana byle tylko nie oskarżyć winowajcy prawdziwego, który od dawna już korzysta z każdej sposobności, aby tylko pokazać Polsce swą „żelazną pięść”, tylko zmusić ją do liczenia się z nim takiego, żeby on mógł pokazać swój wpływ i swe znaczenie. Ach, nigdy nie przypuszczałem, że będę zmuszony do opowiedzenia tych zabawnych historyjek w takich warunkach jak dziś i w takiej sytuacji. Skoro jednak zaszła potrzeba, nie wolno się cofać, zwłaszcza iż były prof. Masaryk twierdził zawsze, iż najlepszą drogą w polityce jest — prawda, a tu mamy do czynienia z jego uczniami, można by nawet powiedzieć z jego szkołą, gdyby nie to, iż to nie jest jego prawdziwa szkoła, on zaś sam z polityki czynnej się wycofał. Po jego ustąpieniu zaczęły się dopiero rozpasane prześladowania mniejszości, zwłaszcza Polaków.

Ale ten Szeba. Chorobliwie zarozumiały hydrocefal[2], z szeroką twarzą, małym, równym, ostro zakończonym noskiem i z wyrzuconymi wargami, wykrzywionymi jakby wzgardliwie i z wstrętem. Przenikliwy, huczący, rzekłbyś drewniany głos. Wciąż: — Jaaaaaa jsem to říkal, jaaaaa jsem to věděl, jaaaaa jsem to predpovidal, jaaaaaaa, bez końca „Jaaaa”, typowy kompleks niższościowy połączony, jak to bardzo często bywa, z narcyzmem. W legionach zero, z którego się powszechnie śmiano. Dyskutowano z nim dla samej sztuki dyskutowania, przy czym dyskusja kończyła się zwykle mrukniętym na stronie słowem „blazen”, co w języku czeskim znaczy „wariat”. Adiutantem Masaryka Szeba nigdy nie był; był na to za głupi. Nie wątpię, że się przy Masaryku kręcił, ale adiutantem ówczesnego Prezesa Czeskosłowackiej Rady Narodowej nie był żaden Szeba, lecz Jerzy Sedmik[3], późniejszy oficer łącznikowy dywizji polskiej z naczelną komendą czeskosłowacką. Szeba może coś gdzieś w jakimś biurze Masarykowym na maszynie przepisywał, ale Jiřik Sedmik, porucznik, wiecznie młodzieńczo uśmiechnięty a roztropnie milczący był tym, który w dniach październikowych bojów w Piotrogrodzie chodził z Masarykiem od jednej grupy walczących żołnierzy do drugiej słuchając jak „stary pan” „osobiście” rozmawia i dyskutuje z wojującą rewolucją. Szeba o tym wszystkim nie wiedział nic, przeżuwał wciąż głupie frazesy, jakich pełna jest jego książka. Exemplum: gadanie o tym, że wojska czeskosłowackie pomagały Sowietom na Powołżu. Ładna pomoc! Spalono takie mnóstwo zapasów zboża, że wkrótce potem w tych niezmiernie urodzajnych krainach wybuchł głód, od którego zginęło kilkanaście milionów ludzi. Jeśli takie masowe tępienie proletariatu Szeba uważa za „pomaganie” Sowietom, tedy zaiste Czechosłowacy pomagali im z wszystkich sił.

Napisałem to tylko po to, aby wykazać, iż Szeba jako działacz legionowy już był niczym, a jako zero nie mógł był być traktowany poważnie i jako pisarz. Wiadomo było powszechnie, iż on nic mądrego napisać nie potrafi. Kiedy pierwszy raz posłyszałem o jego książce czyjeś zdanie namiętne i rozgoryczone, wzruszyłem tylko ramionami, rzekłszy sobie w duchu: Znowu irytują się jakimś błazeństwem! — i nie chciałem słuchać dalej. Ale gdy nazwisko zaczęło się powtarzać coraz częściej tak w mym otoczeniu jak i w prasie musiałem się poinformować, co właściwie jest na rzeczy, dowiedziawszy się zaś, zdziwiłem się bardzo. Szeba, ten głupi Szeba z Czeskosłowackiej Rady Narodowej napisał taką książkę? Przecie to sprzeczne z duchem legionów, z duchem legionowej polityki, z duchem Masaryka, z faktami, przecie to przekręcanie historii. Ja pamiętam rozmowy Masaryka ze mną i z naszymi ludźmi, bo byłem tych rozmów świadkiem, nigdy ani z daleka nie wspomniano o niczym co by trąciło pomysłami Szeby. A nie wolno też zapominać, że z naszej strony kierunek polityce i wspólnemu działaniu polsko czeskiemu nadawał prof. Stanisław Grabski.

Kręcił się nasz Szeba koło osobistości mało stosunkowo znanej, a sobie o wiele więcej od Masaryka dogodnej i odpowiadającej mianowicie koło pana posła Duericha[4]. Mąż ten, poseł do parlamentu austriackiego, a zatem politycznie cynik skończony, naznaczony na wodza „zbrojnego odporu czeskiego w Rosji” przez samego Masaryka, przy tym bądź co bądź wciąż jeszcze otoczony aureolą wiedeńskiego parlamentu (wielu Czechów przywiązywało niemałe znaczenie do „poselstwa” Duericha na wypadek zwycięstwa Państw Centralnych) — to wszystko miało swe znaczenie i robiło z jowialnego kawalarza wiedeńskiego bardzo niebezpiecznego warchoła. Duerich miał w Austrii swój majątek ziemski, należał też do „wybitnych Słowianofilów”, bo choć nie napisał żadnego dzieła filozoficzno-rewolucyjnego zjednoczył wszystkich Słowian w wymyślonej przez siebie „Stenografii Słowiańskiej”. On komendy żadnego Masaryka słuchać nie potrzebował, tu jest Rosja, gdzie każdy może zbawiać Czechy na swój sposób, on, Duerich, jest politykiem doświadczonym i znanym, nie tak jak Masaryk z swą, złożoną z czterech posłów, śmieszną grupą „realistów-profesorów”, nie mających o realnej polityce „toho nejmensziho, pane, ponětí, on mne, pane, bude přikazowat, co ja mam, pane, dělati v Rusku, v tem šilenem, revolučním Rusku, ja se na to, pane, vykašlu, at' mně vleze, pane, z celou svou Narodni Radou na zada pane, prosim pekne, jaaaa nikogo poslouchat nebude mně, pane, řikał sam Stuermer, że pry separatni mir ma byt co nejrychleji uzavřeny .. .”

Otóż to! Twórca stenografii słowiańskiej i wielki Wszechsłowianin trzymał się germanofila premiera Stuermera[5], dążącego za wszelką cenę do zawarcia osobnego pokoju, a i stąd oczywiście pochodziły też rusofilskie nastroje Duericha. Gdy przyszli bolszewicy, nastroje te jeszcze bardziej się wzmogły, bo przecież mowy nie ma, aby taka banda mogła prowadzić wojnę z Austro-Niemcami, a więc wycofać się czym prędzej z wszelkich rewolucyjnych (przeciw Austrii) poczynań przysłużyć się, jak się tylko da, bolszewikom, i hajda do domu pisać pamiętniki i pilnować dawno niewidzianego złotodajnego młyna.

Podobno — tak przynajmniej mówili Czesi — Stuermer zasilał też Duericha pieniężnie, czego Masaryk, prowadząc akcję za pieniądze Czechów amerykańskich, przede wszystkim unikał i najsurowiej zabraniał. Koło takiego to polityka, jak ów Duerich, kręcił się Szeba i przy jego pomocy wyrabiał sobie pogląd na całokształt sprawy rosyjsko-bolszewicko-czeskosłowackiej. Na pierwszy, trzeźwy rzut oka był to pogląd dla umysłu pozbawionego wyobraźni, jedyny. Ale Masaryk dał sobie jakoś radę z Duerichem i opozycja ucichła. Szeba, który zresztą, jak w ogóle w niczym, nie odgrywał w tym wybitniejszej roli, wrócił do swych dyplomatycznych zajęć w Radzie Narodowej.

W jaki sposób dostał się po wojnie do dyplomacji? Czesi nie mieli ludzi w dyplomacji. Nasza arystokracja miała wielkie stosunki i wpływy, ale Czesi? Wielkim triumfem było, jeśli który z nich został konsulem na Kubie, w Honolulu czy w Atenach. Znałem czeskosłowackiego chargé d'affaires, bardzo zresztą dzielnego, który był z zawodu aplikantem adwokackim z Brna. Maxa, naprzód poseł w Holandii, później pierwszy poseł czeskosłowacki w Warszawie, był z zawodu „politykiem praktykującym”, czyli, jak my mówimy pospolicie — „hieną wyborczą”, dr Girsa, nie znoszący Polaków Czech wołyński, który też walnie przyczynił się do zepsucia stosunków polsko czechosłowackich, jako poseł czeskosłowacki w Warszawie, był lekarzem praktykującym w Kijowie. Dlaczegóż nie miałby zostać posłem w Bukareszcie Szeba, gdy w takiej Bułgarii posłem był Bohdan Pavlu, zwykły dziennikarz słowacki, zresztą bardzo dobry chłop. Szeba, jako poseł czeski, bynajmniej mnie nie dziwił, tym bardziej, że znałem p. Edwarda Benesza jako niezmiernie czynnego i wnikliwego ministra, który instrukcjami potrafił związać człowieka tak, że poseł samodzielnie ani kroku zrobić nie mógł.

A teraz niech mi będzie wolno odejść od rzeczy i opowiedzieć o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce w Paryżu 1919 r. w marcu czy z początkiem kwietnia, podczas Kongresu Pokojowego. Otrzymałem mianowicie zaproszenie od p. Edwarda Benesza, pełnomocnego wówczas już ministra czeskosłowackiego, mieszkającego w Paryżu w poselstwie czechosłowackim. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ jednak miałem dużo do czynienia z Czechami w Rosji i na Syberii, sądziłem, że chodzi o jakieś informacje, spraw tamtejszych dotyczące.

Zaproszenie opiewało na godz. 10 rano — na Paryż godzina bardzo wczesna, tak wczesna, że z trudnością znalazłem taksówkę, którą pojechałem do poselstwa czeskosłowackiego, gdzieś po drugiej stronie Sekwany. Tak wczesna godzina nie zdziwiła mnie; wiedziałem z doświadczenia, że Czesi pracują, gdy drudzy śpią, jeżdżą tramwajami tam, gdzie inni rozbijają się dwukonnymi dorożkami na gumach, a chodzą piechotą tam, gdzie inni jeżdżą tramwajami.

Na spotkanie z p. Beneszem jechałem nie bez ciekawości, ale — przygotowany przez jego uczniów i wyznawców politycznych. Wiedziałem, iż jego formuła wychodziła z powiedzenia Bismarcka, że „kto będzie miał Czechy, ten będzie panem Europy”. Wniosek prosty: Czesi, stawszy się z powrotem panami Czech, tym samym mieli stać się panami Europy. Nie sprzeciwiam się z zasady żadnym teoriom, ta jednak wydała mi się przez swą niewątpliwą megalomanię złowróżbną, a przeto mało wesołą. Ale — tyle już tych teorii słyszałem! Był przecie Czech kijowski, który na posłuchaniu u cara Mikołaja II domagał się włączenia do terytorium przyszłych Czech Wiednia, jako czeskiego miasta; nazywał się Czerweny i był fabrykantem dywanów. Taki już jest Czech. Więc ta perspektywa mnie nie przerażała. Zresztą — byłem normalnie ciekawy. Słyszałem dużo o inteligencji, dzielności i zręczności p. Benesza i cieszyłem się, że go poznam.

Punktualnie o 10 znalazłem się w konsulacie czeskosłowackim. Min. Benesz już czekał. Gdzieżby to było możliwe w naszej Radzie Narodowej. Tam przed godz. 12 mowy nie mogło być o tym, aby któregoś z ważniejszych panów zobaczyć. Min. Benesz przyjął mnie w salonie, w którym wprawdzie na kominku wesoły ogieniaszek jasno płonął, ale było chłodno. Na biurku piętrzył się stos papierów i broszur w różnych językach. Minister Benesz, człowiek wtedy bardzo jeszcze młody, drobny, ciemny szatyn, o pociągłej twarzy, delikatnie rzeźbionej, był blady, z rumieńcami wyraźnie hektycznymi i z niebiesko sinymi podkówkami. Miał na sobie czarny tużurek z małą plamką jakiegoś sosu na lewej klapie. Przy naszych wielkościach z Rady Narodowej prezentowałby się z pewnością dość marnie, a jednak— sacré nom de Dieu — znaczył i rachowano się z nim. Więc to jednak nie zawsze — „dobrze skrojony frak” . ..

Z ministrem Beneszem rozmawiało się łatwo i lekko. Oczywiście mówił o swych bolączkach:

Słowaczczyznie, Spiszu i — Śląsku. Dobrze nie pamiętam, ponieważ te sprawy nie należały do mnie. W ogóle — mam wrażenie, że p. Benesz znacznie przeceniał moje znaczenie w Radzie Narodowej, gdzie byłem niczym. O czym mówił, dokładnie dziś już powtórzyć nie mogę, zapamiętałem tylko jeden ustęp, który wywarł na mnie wrażenie bardzo głębokie i niezmiernie przykre. Oto p. Benesz zaczął grozić — w sprawie Karwiny. 

— Niech Polacy nie myślą — mówił pan Benesz — że ja w sprawie śląskiej ustąpię. Przez swój upór straciliście już Gdańsk. Jeśli się dłużej będziecie upierali, gotowiście doprowadzić do tego, że Wisła będzie zneutralizowana.

To zapamiętałem doskonale, bo to była groźba i polecenie. Naturalnie, wykonałem je jak najprędzej tylko mogłem. Opowiedziałem o swej rozmowie z czeskosłowackim ministrem p. Stanisławowi Kozickiemu[6], późniejszemu posłowi naszemu przy Watykanie, który wówczas był sekretarzem Romana Dmowskiego. Ku memu zdziwieniu p. Kozicki wcale się tym opowiadaniem nie przejął, wziął się tylko za tył głowy — stale cierpiał wówczas na migreny — i rzekł spokojnie:

— Benesz doskonale broni swej pozycji.

I już.

Może nie było się czym przejmować, może Benesz tylko straszył, może to były strachy na Lachy. Mówi się powszechnie, że Gdańsk straciliśmy przez Lloyd'a, kto jednak wie, czy i kto inny nie miał w tym też cichej, skromnej zasługi...

Lecz skoro nikt nie wie, nie ma o czym gadać.

Jednakże Gdańsk znaczył dla nas o wiele więcej, niż dla Czech Karwina, neutralizacja zaś Wisły byłaby pchnięciem noża w serce. I nie zawahał się mówić o niej, co więcej, grozić nią minister narodu, który cierpiał niewolę 300 lat, narodowi, który swój kamień grobowy odwalał po 150 latach niewoli. Dla mnie było to straszne, tak bardzo bolesne, że nie chciałem nigdzie o tym pisać. Starczyła już sama wojna polsko-czeska. Ale równocześnie przypomniałem sobie pewien znamienny fakt, który zaszedł na Syberii. Pracowaliśmy wówczas razem z Czechami w zupełnej zgodzie. A naraz w dzienniku, wydawanym w eszelonach przez filię Rady Narodowej pokazała się wiadomość, że w Pradze Czeskiej, która przez cały czas wojny siedziała cicho, wybuchły rozruchy, na ich uśmierzenie zaś wysłano — legiony polskie. Wieść tę przywiózł na Syberię specjalny wysłannik, rzekomo Czech, oficer austrowęgierskiego sztabu generalnego. W rzeczywistości było to już przygotowywanie opinii legionarzów na wybuch wojny z Polakami o Śląsk. A przecież w Pradze Czeskiej był zupełny spokój, a Legiony były rozwiązane. Zaczem czemuż zrzucano odium rzekomej i naturalnie „okrutnej” pacyfikacji na nas, a nie na znienawidzonych Niemców lub Madiarów?

Rolę grała tu zazdrość i zawiść.

Jeszcze byliśmy jedną nogą w grobie, a już nas spotwarzano, oczerniano, byle tylko — umniejszyć.

Źródło było to samo, co dziś w ordynarnych i niedorzecznych nonsensach hydrocefala Szeby, pośmiewiska legionarzów.

Bo nikt mi nie wytłumaczy, że nic nie znacząca figurka z czeskosłowackiego ministerstwa spraw zewnętrznych oplatany instrukcjami urzędnik, na własną rękę wydał książkę, która narobiła w Europie tyle smrodu. I zyskała nagrody, pochwały, uznanie ...

A wszystko to za co?

Za wyrażenie któregoś pisma praskiego, iż „Polska jest mocarstwem wielkim, które może sobie pozwolić na taką politykę, jaką dla siebie za stosowną uważa”. Temu nie zaprzeczą żadne wymyślania Szebów, choćby autoryzowane z najwyższego okna Hradczan.

Za to może przyjść czas, że trzeba będzie odwoływać i bardzo uniżenie przepraszać.

I w ogóle — to się nie dobrze skończy.

Z ludźmi trzeba umieć żyć.

 

Kultura, 11 kwietnia 1937

 

[1] „Rosja a Mała-Ententa w polityce światowej”, r. 1936. (Książka ta zawiera nie tylko tendencyjne i niezgodne z prawdą przedstawienie szeregu historycznych wypadków, ale formatuje ponadto program polityki wrogiej interesom naszego państwa. Tendencje czeskiej polityki zagranicznej, wyrażające się w dążnościach posiadania przez Czechosłowację wspólnej granicy z Sowietami, znalazły zdaniem interpelanta w książce p. Szeby swój pełny wyraz, a zaopatrzenie tego rodzaju pracy wstępem przez min. Kroftę, wydaje, się być oficjalnym wyznaniem tego programu. Goniec Częstochowski, 13 luty 1937 r.)

[2] Hydrocefal - cierpiący na rozwodnienie mózgu. Za „M. Arcta Słowniczek wyrazów obcych” r. 1899

[3] Jiří Sedmík (1893 – 1942) – czeski legionista, polityk i dyplomata

[4] Josef Dürich (19 sierpnia 1847 Borovice – 12 stycznia 1927 Klášter Hradiště nad Jizerou)

[5] Borys Władimirowicz Stűrmer (ur. 27 lipca 1848, zm. 2 września 1917 w Piotrogradzie) – polityk rosyjski, styczeń 1916 - listopad 1916 premier, marzec - lipiec 1916 minister spraw zagranicznych w okresie rządów Mikołaja II (1894-1917)

[6] Stanisław Kozicki (ur. 5 kwietnia 1876 w Łępicach, zm. 28 września 1958 w Polanicy-Zdroju) – polski polityk i publicysta ruchu narodowego, współpracownik Romana Dmowskiego.



tagi: jerzy bandrowski 

bolek
6 czerwca 2021 14:30
14     1863    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

klon @bolek
6 czerwca 2021 15:58

"No nic, mam nadzieję, że te s............y, które zgotowały nam ten los...."

Plus -  samą szczerość wypowiedzi. Teraz spokojnie zapoznam się z resztą tekstu. :D

zaloguj się by móc komentować

bolek @klon 6 czerwca 2021 15:58
6 czerwca 2021 16:13

To nie szczerość tylko bezsilność. Normalnie dla tych kanalii powinien być jakiś trybunał albo coś w podobie.

Miłej lektury! :D

zaloguj się by móc komentować

klon @bolek
6 czerwca 2021 18:52

Czytając treść notki obudziło się we mnie przeświadczenie, że mentalnie ludzie, en masse, pozostają niezmienni. Dotyczy to chyba także narodów. 

Jakie zatem są szanse na realną współpracę gdy ta  wydaje się być najkorzystniejszym z rozwiązań? Turów jest odpowiedzią? 

 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @bolek
7 czerwca 2021 07:33

Ciekawa postać. W czeskiej wiki ma biografię, ale praktycznie tylko do roku 1939 a zmarł w 1953.  Trochę się naszukałam, żeby go znaleźć:Jan Šeba.  Ur. 1886. Skończył studia w 1909 z matematyki "aktuarialnej" i pracował w Slavia Bank. Po wybuchu wojny powołany do armii austriackiej, wzięty do niewoli już 28 listopada 1914 r.  Rzeczywiście współtworzył legiony czechosłowackie w Rosji. Ale przebywał też we Włoszech od grudnia 1917 r. jako kapitan i szef misji wojskowej. Po wojnie kolejno ambasador we Włoszech i w Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców - wyrzucony stamtąd z powodu 'konfliktu z kręgami oficerskimi" związanymi z królem Aleksandrem I Karadżiordżewiczem. W 1929 Benes załatwił mu wybór do parlamentu, gdzie był jego "człowiekiem". A nawet w kwietniu 1931 został seketarzem generalnym partii socjalistycznej ale wykopali go socjaliści z kręgu Emila Franke. Więc znowu został ambasadorem , tym razem w  Rumunii ale w latach 1937-1939 nawet w Chinach.

Czesi to ciekawy naród.

zaloguj się by móc komentować

bolek @klon 6 czerwca 2021 18:52
7 czerwca 2021 07:52

Realna współpraca nie istnieje. Istnieją tylko realne biznesy. 

zaloguj się by móc komentować

bolek @pink-panther 7 czerwca 2021 07:33
7 czerwca 2021 07:54

Dziękuję za to uzupełnienie :-) 

Czesi to bardzo ciekawy naród ;-) 

zaloguj się by móc komentować

atelin @bolek 7 czerwca 2021 07:52
7 czerwca 2021 08:26

"Wielka Brytania nie ma przyjaciół, ma interesy". I nie muszę nikomu na SN tłumaczyć, kto tak powiedział.

zaloguj się by móc komentować

bolek @atelin 7 czerwca 2021 08:26
7 czerwca 2021 08:55

Chyba musisz ;-) tzn przypuszczam kto, ale pewny nie jestem :D

zaloguj się by móc komentować

atelin @bolek 7 czerwca 2021 08:55
7 czerwca 2021 09:20

Bolkowi nie muszę, to miła wiadomość, ale państwu z SN nie.

zaloguj się by móc komentować

atelin @bolek 7 czerwca 2021 08:55
7 czerwca 2021 09:27

Nie rób ze mnie głupka.

zaloguj się by móc komentować

bolek @atelin 7 czerwca 2021 09:27
7 czerwca 2021 09:42

Nie miałem takiego zamiaru. Naprawdę. 

zaloguj się by móc komentować


OjciecDyrektor @bolek
12 czerwca 2021 12:17

Czesi nie są ciekawym narodem. Już od wczesnego średniowiecza powołani do bytu w jednym celu. Są sformatowani i przewidywalni do bólu. My Polacy łapiemy się w pułapkę i tkwimy w złudzeniach, bo dla nas czeska mowa, to mowa małego dzieciaczka - śmieszna troche ale miła dla ucha...taka rozbrajająca. Bandrowski jedyne co jest w stanie napisać, przy kolejnym rozwiewaniu złudzeń przez samych Czechów, to "ból" i "przykrość". On miał jakiś kompleks, bo trudno mi uwierzyć, że taki inteligentny i szczery człowiek mógłby cały czas tkwić w tych złudzeniach. 

zaloguj się by móc komentować

bolek @OjciecDyrektor 12 czerwca 2021 12:17
14 czerwca 2021 08:26

Wszyscy mamy jakieś kompleksy, z których z wiekiem wyrastamy, albo nie... 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować