-

bolek

W krajach misyjnych

Kontynuując naszą przygodę z publicystyką Jerzego Bandrowskiego, zamieszczam dzisiaj kolejny tekst, który trafił do zbioru KULTURA-lnych esejów.

No właśnie, taki to miał być tytuł tej publikacji "Eseje KULTURA-lne 1936-38". To taka gra słów, ponieważ ukazywały się one przed wojną w poznańskiej "Kulturze".

Dzisiejszy tekst wpisuje się jakoś w tematykę, która ostatnio była i jest poruszana na SN, czyli Daleki Wschód, Chiny czy też misje katolickie. Z nawigatorskiego punktu widzenia tekst jest ciekawy, moim skromnym zdaniem, ponieważ opisuje mało znane fakty dotyczące misji w Chinach.

W krajach misyjnych

Nawiązując do idei misyjnej, pod znakiem której obradował w Poznaniu w ubiegłym tygodniu Ogólnopolski Kongres Misyjny [1] zorganizowany staraniem Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary — zamieszczamy poniżej artykuł J. Bandrowskiego naświetlający problem misyjny z ciekawego i mniej znanego dotąd punktu widzenia.

Redakcja.

Jeśli powiem, że rzymsko-katolicki świat misyjny, pracujący wśród ludów „kolorowych” w Azji, w Afryce, w Australii, w Polinezji lub w t.zw. Czarnej Ameryce, myśli przede wszystkim o zorganizowaniu tam na skalę jak największą szkolnictwa średniego — ponieważ dotychczasowe już nie wystarcza — oraz wyższego, to znaczy uniwersytetów, instytutów naukowych, wyższych szkół zawodowych, wreszcie średnich i wyższych seminariów duchownych, Polak z pewnością się zdziwi. Zdziwi się jeszcze więcej, gdy się dowie, że poziom szkół średnich i wyższych dla „kolorowych” jest wyższy nawet niż u nas, że coraz powszechniej daje się odczuwać ich potrzeba i że kto chce „kolorowemu” człowiekowi trafić do przekonania, kto chce z nim naprawdę dojść do konkretnego porozumienia, nie może mówić z nim jak z naiwnym prostaczkiem, lecz musi dyskutować realnie i odpowiedzialnie, musi sam być człowiekiem bardzo wykształconym i naprawdę inteligentnym.

Misje nasze, to znaczy, misje rzymsko-katolickie pracują dziś w krajach misyjnych nie tylko nad nawracaniem szerokich mas, lecz przede wszystkim nad wytworzeniem i wychowaniem poszczególnych elit — inteligencji naukowej, zawodowej oraz grup wysoce wykształconych.

Okazało się to konieczne z wielu przyczyn. Jedną z najważniejszych byłaby ta, że do katechizacji i nawracania krajowców najlepiej nadają się duchowni z tych warstw pochodzący. Skutkiem wielkiej wojny, rewolucji, wojen domowych, wzajemnego mordowania się oraz ciężkich wstrząsów ekonomiczno-społecznych, autorytet „białego człowieka” upadł na ogół wśród „kolorowych” tak nisko, że o ile dawniej, mimo wrodzonej nieufności i podejrzliwości w rzeczach wiary i związanej z nią etyki i cywilizacji wierzono mu, bo nikt nie mógł o tych sprawach wiedzieć i powiedzieć więcej od niego, o tyle dziś „kolorowy” wręcz wierzyć mu nie chce i nie wierzy bez poręki „swojego człowieka”, najprędzej duchownego-krajowca. A ponieważ znów ten duchowny krajowiec o wiele lepiej od „białego” orientuje się tak w psychice swego kolorowego brata jak i w bardzo skomplikowanych stosunkach ogromnych rejonów kościelnych, on też najlepiej nadaje się do kierowania nimi tak, że „biały duchowny” nawet na tym polu coraz mniej miewa w krajach misyjnych do powiedzenia i niejednokrotnie robi najlepiej, gdy poprzestaje na roli jak gdyby suflera, uprzejmego i dyskretnego doradcy raczej niż kierownika, a także na roli wychowawcy inteligencji wolnej i zawodowej, młodzieży oraz duchownych, słowem — na przygotowywaniu i tworzeniu kolorowej elity.

Pochodzi to nie z samej tylko konieczności walki z propagandą protestancką i nie wyłącznie dla celów samych misji, którym łatwiej trafić do mas przez kolorowych duchownych niższych i wyższych przy pomocy wybitnych rodzin panujących lub z miejscowej arystokracji. Jest tu też potrzeba zaspokajania coraz większego głodu wiedzy wśród krajowców, coraz lepiej rozumiejących korzyści płynące z wykształcenia, wreszcie konieczność przeciwstawienia się krytycyzmowi wykształconych, a uprzedzonych ewentualnie jednostronnych poglądów krajowych niezależnych sfer wykształconych i różnym ruchom odśrodkowym, narodowościowym, a tedy w swym nieuniknionym rewolucjonizmie chętnie dającym posłuch propagandzie komunistycznej, choćby dlatego, że ona jest skierowana przeciw „białym panom”.

Tak np. wraz ze wzmocnieniem propagandy i działalności misji protestanckich, na które same tylko U.S.A. łoży 55 mln dolarów rocznie, wskutek zniesienia wielkich przestrzeni dzięki samochodom, docierającym do samego serca najbardziej zamkniętych kontynentów, dalej wraz z telegrafem i prasą codzienną w całym świecie pogańskim zaznaczył się ogromny ruch ku wykształceniu intelektualnemu i technicznemu. ( W r. 1925-ym ilość samochodów, sprowadzonych w jednym roku do Kenii i Ugandy wzrosła z 945 do 1.558; w tym samym roku do tych samych okolic importowano 24.000 rowerów).

„Kolorowi” wydają pisma. W Ameryce wychodzi „Crisis”, organ murzynów amerykańskich.

Ramananda Chatterjee [1865 – 1943 ojciec indyjskiego dziennikarstwa]wydaje w Kalkucie Modern Review, organ bengalskich nacjonalistów; organem Afryki Południowej jest Imvo; neo - buddyści wydają w Tokio Young East; muzułmanie z Amadii The Islamic World; na Cejlonie wychodzi Maha Bodhi Society — by wymienić tylko ich garstkę. A wszystkie te pisma informują swych czytelników o wszystkim, co ludy kolorowe cierpią, lub co sobie wyobrażają, że cierpią od „białych”. Bez litości podkreślają nasze błędy polityczne, wkładają palce w nasze rany, wygrywają przeciw nam wszystkie nasze złe pociągnięcia i nasze występki zupełnie jak to czyni w swych artykułach Henri Barbusse [francuski pisarz, dziennikarz i komunista]

W Japonii wychodzą przekłady dzieł rosyjskiej literatury bolszewickiej w 20 — 30 nakładach. U początków odrodzenia literatury chińskiej przekłada się na język powszechny: Tołstoja, Kropotkina, Lenina, Ibsena, Euckena, Einsteina, Marksa, Bergsona, Wellsa, Russela, Dewy'a, Tagore'go, Nietzschego itd.

Równocześnie wszędzie powstają uniwersytety. Japonia miała swoje, w Indiach powstało po wojnie jakich 10 nowych uniwersytetów, rząd Złotego Wybrzeża wybudował w r. 1926 kolegium Aszimota niedaleko Akkry. Koszt budowy samych gmachów tego uniwersytetu, mającego być wzorem uniwersytetów typu afrykańskiego wynosił 600 tys. funtów szterlingów. W Ugandzie namnożyło się pełno szkół wyższych, technicznych i zawodowych. Powstaje też wymiana umysłów i zdań. Na uniwersytety misyjne wysyła się profesorów, sławy naukowe, Chińczyków tysiącami zwożono na uniwersytety amerykańskie, w krajach pogańskich urządza się kongresy chrześcijańskie. Dr Zwemer [Amerykański misjonarz i podróżnik. Zwany Apostołem Islamu] mógł mówić o Chrystusie przed dworem Nizama Hyderabad’u; Wellington Koo [chiński polityk i dyplomata, tymczasowy prezydent państwa w latach 1927–1928] wygłosił przemówienie na kongresie anglikańskim w Londynie r. 1926. Dr Aggrey, murzyn z Afryki bierze udział we wszystkich konferencjach misjonarzy anglikańskich, a Chińczycy piszą traktaty w obronie chrystianizmu protestanckiego. („Les Elites en pays de Mission”, Louvain 1927).

Jak z tego widać, teren, na którym działają nasze misje, nie jest dziś już dziką pustynią lub puszczą, zamieszkałą przez ludy, żyjące w stanie na pół zwierzęcym. Prawdę mówiąc, ludy te, na pozór zupełnie ciemne i nie okrzesane, w rzeczywistości nigdy nie były pozbawione jakiejś kultury, nieraz nawet względnie wysokiej, jak to ma się np. z słynnymi Dyakami, „łowcami głów” na Borneo, z Indianami leśnymi lub rzecznymi w Matto Grosso, w ogóle w „interiorze” Brazylii i Peru, wreszcie z Indianami lub z Eskimosami w okolicach podbiegunowych. Zapewne „łowiectwo głów” stanowi kompleks trudny do przezwyciężenia a rozciągający się na różne dziedziny kultury Dyaków, ludów poza nim zdolnych do kultury nawet bardzo wysokiej. Koczownictwo Indian leśnych i rzecznych stoi na zawadzie podniesieniu ich cywilizacji i postępowi, niemniej faktem jest, że wytworzona przez nich dla ich własnego użytku kultura współżycia społecznego jest tak harmonijna, iż kto zamierza pozyskać ich dla kultury wyższej, musi postępować niezmiernie ostrożnie, aby usuwając bezwartościowe, nie burzyć równocześnie wartości pozytywnych. Dzisiejsi badacze, w ich rzędzie najwytrawniejsi misjonarze nasi, podbiegunowym Indianom i Eskimosom bynajmniej nie zarzucają braku kultury nie tylko materialnej, ale także w pewnej mierze i duchowej. Kultura materialna tych ludów, wynikła z dostosowania się do warunków geograficznych i klimatycznych, jest na swój sposób tak doskonała, jedyna i nie do zastąpienia, że przebywający w tamtych stronach „biali”, przede wszystkim misjonarze, najzupełniej do niej się naginają, począwszy od szczegółów garderoby, a skończywszy na sposobie odżywiania się, bo inaczej nie mogliby istnieć. Co się tyczy kultury duchowej, to dziś wiadomo już, że ludy te i w Boga, Stwórcę Jedynego wierzą i uznają oraz modlitwę i jej siłę i mają swą literaturę (recytowaną), obejmującą różne podania i pieśni a także posiadają swe pismo, swój alfabet, w którym misjonarze drukują przeznaczone dla nich wydawnictwa. (Vide Mgr Grouard „Souvenirs de mes Soixante Ans d’Apostolat dans l’Athabasca-Mackenzie Lyons 1923). A jeśli dziś murzyn afrykański, najzupełniej nawet zjednany dla wiary chrześcijańskiej, waha się i zwleka z jej przyjęciem tłumacząc, iż jeżeli zostanie chrześcijaninem, nie zobaczy po śmierci swej matki, zmarłej w pogaństwie, to rozumie się już, że ma się tu do czynienia z bardzo głębokim i rozwiniętym uczuciem miłości synowskiej, z kultem dla rodziny, a tedy z jedną z najistotniejszych cnót chrześcijańskich, z Wartością fundamentalną, na której opiera się cały światopogląd i system moralny. Na podobne do tego problemy delikatne, trudne i nader drażliwe, misjonarz w swej pracy apostolskiej napotyka bardzo często, a gdzie one na skutek naturalnej skrytości, podejrzliwości i rezerwy człowieka pierwotnego są zamaskowane, nie wie, jak sobie z nimi poradzić i staje nieraz wobec zagadek nie do rozwiązania, z czego dopiero po długim czasie, bywa że i po długich latach, wyławia prawdę, iż do czynienia ma tu nie z nierozumną opornością lub uporem, lecz po prostu z kulturą niższą od naszej, ale niezmiernie starą i do najdrobniejszych szczegółów opracowaną pod naciskiem pewnych warunków i konieczności życia. Kultura ta ma swe punkty bardzo ciemne i bardzo słabe, jej cywilizacyjny poziom może być bardzo niski, etyka zagmatwana, nie skrystalizowana jasno, przerośnięta zabobonami i sztywnymi, martwymi formułami wierzeń szczątkowych przedstawia się jako ponury świat wyobrażeń dzikich i pojęć przerażających swym okrucieństwem — ponieważ to świat pogański — mimo to jednak ma w sobie pierwiastki i zadatki ogólnoludzkie, tworzące wszędzie duszę człowieka, utrzymujące ją w pewnej równowadze j duchowej i czyniące ją zdolną do rozwoju w sprzyjających warunkach.

Aby czytelnik polski choć w przybliżeniu zrozumiał, jak mają się rzeczy w krajach misyjnych i o co tam chodzi, przytoczę pewne dane, dotyczące stanu warunków i sposobów pracy misyjnej w Chinach. Informacje czerpię z artykułu „O Formacji Kleru Chińskiego” T R.P. Rutten’a [Przełożony Zgromadzenia Niepokalanego Serca Maryi (1920-1930), Misjonarz w Chinach i Mongolii], Sup. jen. Kongr. Misjonarzy w Scheutt, w Chinach. Referat ten ogłoszony jest w 3-im tomie wyd. „Semaine de Missiologie” zatyt. „Les Elites en Pays de Mission”. (Louvain 1927).

Cytuję wyjątki:

Chiny mają w tej chwili (1927 r.) 1600 kapłanów cudzoziemskich („białych”) i 1200 kapłanów chińskich na 2 mln 400 tys. katolików. Tych 2800 kapłanów zaledwie starczy na zaspokojenie potrzeb nawróconych — ponieważ wszyscy katolicy chińscy są praktykujący a mieszkają rozrzuceni na olbrzymich przestrzeniach. Z drugiej strony należy stwierdzić, że mimo zamieszek i wojen domowych, ilość katolików w Chinach stale wzrasta. Biorąc pod uwagę skromny przyrost lat ostatnich możemy przewidzieć, że — nie mówiąc już o tym, że w którejś części Chin mogą nastąpić masowe nawrócenia o wiele szybsze — liczba katolików dojdzie w przeciągu 25 lat do pół piąta miliona [4,5 mln], czyli że w Chinach absolutnie musi do tego czasu być 5000 kapłanów, aby ta masa nowo nawróconych, źle kierowana, utrzymana i uczona, nie stała się przez złe przykłady przeszkodą do nawróceń dalszych. Zrozumiejcie, iż chodzi o 5000 kapłanów nowych, bo do lat 25 księża, znajdujący się w Chinach obecnie, znikną prawie wszyscy. Do lat 50-ciu — wciąż trzymając się mało prawdopodobnego założenia, iż proces ten w żaden sposób się nie przyspieszy — będzie potrzeba w misjach chińskich 9—10 tys. kapłanów.

Czyż kraje chrześcijańskie będą mogły dostarczyć większą część tego kontyngentu? Dziesięć tysięcy księży dla samych tylko Chin, nie licząc misjonarzy dla Indii, całej Afryki i wysp Oceanii! Wykluczone! Chodzi tedy zasadniczo o jak najszybsze kształcenie księży chińskich, tysięcy kapłanów chińskich. Księży-krajowców domagają się tak wszystkie tradycje Kościoła jak i uprawnione żądania wszystkich ludów.

Zrozumiawszy to dobrze, kraje chrześcijańskie dały na prace misyjne około 15 mln franków belg. (1927 r.) wyłącznie na budowę seminariów. Z tego za sumę przeszło trzech i pół miliona franków zbudowano w Chinach 5 seminariów centralnych, za 1 mln 700 tys. franków seminaria okręgowe w 11 wikariatach. Gmachy są — a przeto można pracować śmiało i z rozmachem, ale metodycznie. Wadliwa organizacja pracy mogłaby wszystko zepsuć; planowa może zdobyć dla katolicyzmu całe Chiny.

Tu następują wskazówki dla misjonarzy, mających pracować w Chinach. A więc: Powinni zawsze pamiętać o seminariach, wszystkiego powinni się na ich rzecz zrzekać, o nich zawsze myśleć, wszelkimi sposobami dla nich zawsze pracować. Seminarzystów winni wszędzie wspomagać i mieć dla nich względy specjalne. Z myślą o seminarium powinni pracować wśród dzieci, szukając równocześnie przyszłych „lewitów” w starych chińskich rodzinach katolickich. Oczywiście nie należy zrażać neofitów, niemniej nie oni mają być brani w pierwszym rzędzie pod uwagę. Stwierdzono, że prawdziwe powołanie kapłańskie rodzi się wśród tych, którzy od dzieciństwa oddychali atmosferą naprawdę chrześcijańską. Ludzie wzrośli w atmosferze konfucjańskiej lub protestanckiej, nawet będąc doskonałymi chrześcijanami, nigdy nie potrafią pozbyć się pewnego sposobu myślenia i czucia mimo wszystko mało katolickiego.

Misjonarz powinien być przede wszystkim realizatorem. Musi tedy patrzeć na rzeczy trzeźwo. Musi wiedzieć dokładnie, do czego dąży i dlaczego tak a nie inaczej.

Zachodzi tedy np. pytanie: Dlaczego ksiądz - krajowiec, pracujący w dalekich wioskach nizinnych lub w górach wśród prostej i nieuczonej ludności, ma mieć tak wielkie wykształcenie, jakie daje mu się w seminariach? Odpowiedź jest prosta: W naszych czasach mieszają się wszystkie ludy i wszystkie cywilizacje; to wzajemne przenikanie się jest nie do powstrzymania. Dlatego każdy ksiądz wszystko jedno gdzie, choćby w jakiejś wioszczynie afrykańskiej, powinien mieć kulturę ogólną równą kulturze krajów najbardziej zaawansowanych. A po co to?

Przede wszystkim ten kapłan potrzebuje jej dla siebie samego. Bez kultury ogólnej naprawdę nowoczesnej i współczesnej wiara jego narażona byłaby na różne niebezpieczeństwa, on zaś sam nie mógłby kierować kulturą swej trzódki. W głębi najbardziej niedostępnych prowincji chińskich można dziś znaleźć najniebezpieczniejsze książki. Już przed wojną widział T.R.P. Rutten w Chinach w rękach ubogich czytelników po wsiach przekłady J.J. Rousseau, Comte’a i Spencera. Później, po Wielkiej Wojnie widział w rękach młodzieży szkół oficjalnych pisma chińskie, wykładające teorie K. Marxa o własności, książki propagujące wolną miłość i ateizm, powołujące się na nauki nowoczesne, na nauki przyrodnicze i historię. Kapłan chiński, nie zaznajomiony z programem studiów współczesnych, byłby w kłopocie wobec ataków niespodziewanych, a które wydawałyby mu się uzasadnione; w każdym razie czułby się onieśmielony i jakby upośledzony, słysząc o tych tajemniczych naukach, o których mu nic nie powiedziano i w które go nie wtajemniczono, a które wydają znakomite, zdawało by się, owoce mimo, iż nie są w zgodzie z religią.

Prócz tego kapłan powinien bywać w sferach wykształconych. Obowiązany uczyć religii tak prostaczków jak i ludzi z inteligencji, powinien być wyszkolony tak, aby mógł zawsze sprostać swemu zadaniu. Jakiż wpływ mógłby mieć ksiądz chiński, gdyby pierwszy lepszy urzędnik niższej rangi lub nauczyciel ludowy stał w ogólnej kulturze wyżej od niego?

Wreszcie w epoce tak drażliwej na różne sprawy związane z rasizmem, nie jest dopuszczalne, aby ksiądz chiński czuł się pod jakimkolwiek względem upośledzony. W Chinach czy poza granicami Chin powinien się zawsze czuć jak człowiek, należący do sfery ludzi kulturalnych.

Do roku 1920 było w Chinach 40 seminariów i prawie każdy wikariat miał swe seminarium. Z tych seminariów wyszło 1200 dzisiejszych księży chińskich. Wyjąwszy wikariat pekiński z 300 tys. wiernych i wikariat nankiński z 214 tys. wiernych, wikariaty obecne (jest ich przeszło 60), nie liczą tak wielkich ilości wiernych; niektóre mają ich tak mało, że mogą wydać tylko bardzo szczupłą garstkę kapłanów. Dawniej starano się, by każdy wikariat miał swe seminarium, co jednak nie odpowiada celowi. Wobec tego dziś wikariaty mają przeważnie tylko niższe seminaria tzw. „łacińskie”, księży zaś kształci kilkanaście seminariów wielkich i kilka centralnych.

Tak np. w roku 1923-im powstało wielkie seminarium w Tatungu z 7 profesorami i 100 uczniami. Uczniom, którzy ukończyli seminarium „łacińskie”, niższe, profesorowie ci wykładają:

Teologię pasterską, dogmatyczną, teologię Pisma Św., teologię moralną, retorykę, historię Kościoła, prawo kanoniczne, liturgię, filozofię, nauki przyrodnicze i ekonomię. Językiem wykładowym jest łacina. Uczniowie są bardzo pilni, pracowici i zdolni. Kilka razy na rok odbywają się wobec wszystkich profesorów i uczniów „disputationes in forma scholastica”. Przypuszczenia, jakoby na przeszkodzie młodym Chińczykom stała ich wielowiekowa kultura, od naszej tak bardzo różna, nie sprawdza się. Dzieci chińskie po paru latach nauki w szkołach początkowych stają się w sercach tak dobrymi chrześcijanami, że można by myśleć, iż chrześcijaństwo ze swymi dogmatami i przepisami specjalnie dla nich stworzone zostało, starsi zaś studenci uczą się filozofii scholastycznej, geometrii, nauk przyrodniczych itp., jak gdyby metody klasyczne zostały wynalezione dla ich ducha i umysłowości. (T.R.P. Rutten „La Formation du Clerge Chinois”). W seminariach wykłada się literaturę łacińską (Cezara, Salustiusza, Cicerona, Tacyta, studiuje się hymny Kościoła) i literaturę chińską, ale nie wykłada się greki.

Według obliczeń Rutten’a 10 do 12 takich wielkich seminariów jak seminarium w Tatungu da w przeciągu 20 lat 3000 nowych księży chińskich. Jeśli na jednego księdza wypadnie 1000 nawróconych, to te 3000 księży wystarczą na 3 miliony nowych chrześcijan. Ludność katolicka Chin liczyć będzie wtedy 6 milionów wiernych. Przyjąwszy, że wówczas ilość seminariów wielkich wzrośnie do 20, za lat 40 będzie w Chinach 10 tys. księży chińskich i około 15 milionów ludności katolickiej. Za lat 20 potężny katolicyzm chiński będzie już mógł niejednego dokonać i niejedno sprawić własnymi siłami.

I kto wie? — wyraża przypuszczenie T.R.P. Rutten. — Może to Chiny właśnie ocalą katolicyzm w niewdzięcznej Europie?

1938

 

[1] I Ogólnopolski Kongres Misyjny odbył się w 1938 roku w Poznaniu (13-14 IX) z okazji dziesięciolecia ustanowienia struktur Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary. Pierwszego dnia odbyło się nabożeństwo w kościele farnym, otwarcie wystawy misyjnej oraz odczyt inauguracyjny. W drugim dniu Kongresu uczestnicy zebrania plenarnego wzięli udział we Mszy św., wysłuchali 3 referatów i obejrzeli film. Wśród prelegentów była słynna pisarka Zofia Kossak-Szczucka. W Kongresie wzięło udział kilka tysięcy osób. Zakończył się on wielotysięczną manifestacją pod pomnikiem Chrystusa Króla.



tagi: misje katolickie  ogólnopolski kongres misyjny 

bolek
1 lutego 2021 16:00
11     1455    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

bolek @bolek
1 lutego 2021 16:16

Tak się złożyło, że dotychczasowe teksty ukazały się zgodnie z kolejnością, którą sobie dawno wymyśliłem, na potrzeby książki. Kolejne teksty niekoniecznie muszą być publikowane po kolei. Poniżej zamieszczam spis treści. Jeśli będzie wola przeczytania czegoś wcześniej to dajcie znać. Kolejne teksty pogrupowane są tematycznie. Tematyka pogrubiona :)

Spis treści 
Wspomnienie o Matejce    11 
W krajach misyjnych    16 
 

O Litwinach    23 
„Litwini”    24 
Litewski dyplomata i litewski rewolucjonista    32 
Miłości Bożej nie macie w sobie    40 

O Czechach    45 
Są znów tam, gdzie byli    46 
Wódz    55 
Prawdziwy winowajca    64 

O Żydach    71 
Żydzi we wspomnieniach    72 
Inaczej nie może być    79 

O Wolnomyślicielach    86 
Potrzebują podpalaczy, dynamitardów i katów    87 
Pierwszy raz pada słowo: Warchoł    94 
Kongres    103 
Przyjemność efektu    111 
Matka miała rację    122 

O Masaryku    126 
Moje spotkania z Masarykiem    127 
Z profesora — wodzem    137 
Stosunek Masaryka do Polski    146 
U celu i u szczytu    156 

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @bolek
2 lutego 2021 04:01

No to teraz jasno widać, dlaczego USA zdradził Czank Kajszeka. Gdyby nie Mao, Chiny dziś byłyby katolickie. 

zaloguj się by móc komentować

bolek @Matka-Scypiona 2 lutego 2021 04:01
2 lutego 2021 08:04

Odniosłem podobne wrażenie, po ponownej lekturze :) 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @bolek
2 lutego 2021 10:54

Świetna notka i bardzo ciekawy wniosek. Dzisiaj, mimo prześladowań szacuje się liczbę katolików chińskich na 12-14 milionów a liczbę księży na 3000, z tego 1200 w podziemiu. Teraz też protestanci pompują straszną kasę do Chin na tzw. kółka czytania Biblii (nie potrzebują rejestracji). A KPCh to rozgrywa.

zaloguj się by móc komentować

bolek @pink-panther 2 lutego 2021 10:54
2 lutego 2021 12:11

Cieszę się, że tekst się spodobał :)

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @bolek
2 lutego 2021 13:32

Dzięki za interesującą notkę, w której jest wiele ciekawostek:

Ogólnopolski Kongres Misyjny myśli o "rozkrzewianiu wiary w Chinach".

"Polak z pewnością się zdziwi... ...gdy się dowie, że poziom szkół średnich i wyższych dla „kolorowych” jest wyższy nawet niż u nas".

Wiedzą, że: "autorytet „białego człowieka” upadł na ogół wśród „kolorowych” tak nisko"...

Potrzeba: dziesięć tysięcy księży dla samych tylko Chin.

zaloguj się by móc komentować

bolek @Andrzej-z-Gdanska 2 lutego 2021 13:32
2 lutego 2021 15:01

Cała przyjemność po mojej stronie :)

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @bolek
2 lutego 2021 15:18

Dzięki. Chcę wszystko po kolei, albo na odwrót, obojetne :)

zaloguj się by móc komentować

bolek @maria-ciszewska 2 lutego 2021 15:18
2 lutego 2021 15:41

Dziękuję za jednoznaczną sugestię ;-)

Tak też zrobię :D

zaloguj się by móc komentować

zw @bolek
2 lutego 2021 23:02

Bardzo ciekawy tekst. Niezły jest fragment:

 Już przed wojną widział T.R.P. Rutten w Chinach w rękach ubogich czytelników po wsiach przekłady J.J. Rousseau, Comte’a i Spencera. Później, po Wielkiej Wojnie widział w rękach młodzieży szkół oficjalnych pisma chińskie, wykładające teorie K. Marxa o własności, książki propagujące wolną miłość i ateizm, powołujące się na nauki nowoczesne, na nauki przyrodnicze i historię.

Czyli całkiem sprawna dystrybucja heretyckich i materialistycznych filozofów.

zaloguj się by móc komentować

bolek @zw 2 lutego 2021 23:02
3 lutego 2021 09:05

Dystrybucję to oni mają opanowaną do perfekcji.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować