-

bolek

Szalom alejkum

Jerzy nie był filosemitą, w przeciwieństwie do swojego brata Juliusza. Nie był chyba też jakimś wojującym "żydożercą". Oceńcie sami. Zapraszam na kolejną porcję wspomnień, tym razem żydowskich.

 

Żydzi we wspomnieniach

Sprawa żydowska przedstawia się w całej Polsce wprost niesamowicie ponuro. Ale nigdzie może nie bije w oczy tak, jak we Lwowie. W Warszawie jest Żydów parę set tysięcy, jednakże — to stolica, pewna swej polskości, czująca się bezpiecznie i oświadcza nie tylko, że jej nic nie grozi, lecz że ona w razie czego, to znaczy w razie koniecznej potrzeby jednym jedynym dekretem w ten czy inny sposób zdoła się od niewygodnego i niepożądanego elementu oczyścić, otrząsnąć, jako tako uwolnić. W dzielnicach zachodnich, mimo że podminowanych przez Żydów, można o nich czasem nawet zapomnieć, bo się ich nie widzi. W Łodzi wre walka, a gdzie raz z polskiej strony walkę z Żydami podjęto, tam prędzej czy później ona musi skończyć się zwycięstwem. Jak jest obecnie w Wilnie — nie wiem, lecz nastawienie przeciw żydowskie nie było by tam nowością — dzięki Litwakom. Kraków jest drugą stolicą, skutkiem czego musi wyglądać czysto. Tu też wobec wież Wawelu Żydzi karleją i milkną, a jeśli dotychczas jeszcze nie zupełnie umilkli i nie zeszli ze sceny, to jednak wiadomo, że walka przeciw nim toczy się tam od dawna. Pięćdziesiąt lat dobiega od czasu, gdy Rogosz[1], dziennikarz i literat, założył tam „Głos Narodu”[2], pierwsze antysemickie pismo w Małopolsce, z widniejącym na pierwszym miejscu przed kroniką hasłem „Kupujcie tylko u chrześcijan!” Następcą jego przez długie lata był dr Antoni Beaupré, niedawno temu zmarły i z wielkimi honorami pochowany. Dużo pod tym względem nabruździł Daszyński z swym „Naprzodem”, redagowanym przez długie lata przez Żyda Feldmana, brata Wilhelma Feldmana, na pół mimowolnego fałszerza współczesnej mu literatury polskiej, ale to już czasy dawno minione.

Za to — Lwów?

Zażydzony jest w sposób straszliwy, wprost oblepiony Żydostwem. Mało tego, że Żydów widać tu wszędzie. O czymkolwiek się pomyśli, o cokolwiek zapytać, wszędzie, w pracy kulturalnej, oświatowej, w pracy nad uświadomieniem narodowym, na każdym kroku i każdą myślą wpada tu Polak na Żyda i potyka się o niego, wszędzie rogatki i tamy polskiej działalności w kierunku sobie niepożądanym stawia Żyd. I to przede wszystkim Żyd tutejszy, który się razem z nami chował, chodził do tych samych szkół, uczył się razem z nami, traktowany był jak brat, nawet w domach naszych bywał.

Trudno nie myśleć o tym, nie wspominać, nie uśmiechnąć się dziś gorzko nad tą właśnie „wdzięcznością” tego przedziwnego narodu, przez samego Boga rozproszonego po świecie. I wiedział Pan Bóg, co zrobił! Bo z tym narodem nikt wytrzymać nie może, prędzej czy później każdy naród, udzieliwszy mu gościny, w sposób przeważnie bezwzględny pozbywa się go, a który nie miał dość sił, aby to uczynić, chorzeje, słabnie, aż wreszcie, gwałtownymi miotany konwulsjami, krwawo się pocąc, wyrzuca z siebie jad żydowski i dopiero wtedy, opamiętawszy się, spostrzega, iż bliski był śmierci i zupełnego zatrucia. A Żydzi nazywają to uciskiem i prześladowaniem.

Więc — wspominam dawne czasy lwowskie.

Rosmarin[3], były poseł do Sejmu, redaktor syjonistycznej „Chwili”, to sobie przypominam — Henryk — mój kolega szkolny z słynnego gimnazjum piątego, z którego wyszedł L. Staff, Pautsch, Wład. Kozicki, (historyk sztuki i literat), Mariancio Szyjkowski, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i były współpracownik antyczeskiego „I. K . C .-go, dziś profesor literatury polskiej w Pradze czeskiej oraz korespondent z Czech, w ogóle wielu wybitnych Polaków, między nimi Kaden-Bandrowski, no, i ja, który, choć nie jestem zaraz aż Kadenem, zawsze jednak jestem Jerzym Bandrowskim. Kaden gimnazjum to niejednokrotnie w swych utworach wspomina, przy czym, oczywiście, pełen wyższości i pogardy dla starych „belfrów”, „schepał”, jak mówią we Lwowie, tę szkołę, nie pomny na to, iż jedyną podstawą jego dalszego rozwoju umysłowego stanowiło to, czego się nauczył w sześciu „bidnych” klasach tak poniżonego przez siebie gimnazjum. W ogóle... Ale to kiedyś, potem, gdy przyjdzie czas. Teraz pomówimy o Rosmarinie i innych byłych kolegach szkolnych — Żydach.

Zatem — Rosmarin. Typ prawdziwie semicki, z zadartym nosem i szeroko rozdętymi nozdrzami, jednakże — zdaje się — nie bez domieszki chamickiej, o czym świadczyłyby tak grube murzyńskie wargi, jak i czaszka, w młodości porosła czarną, gęstą, kędzierzawą czupryną, wówczas kształtu wyraźnie murzyńskiego. Z wiekiem to mogło się zmienić — chemia ziemi działa — ale w młodości chamickie cechy charakterystyczne tej głowy rzucały się w oczy. Stąd może też jego niewątpliwie bojowy temperament i uporczywość w walce. Patriotyzmu nauczył się ten syjonista w szkole polskiej, w której był uczniem spokojnym, pilnym, myślącym i bez żydowskiej ambicji do „celującości”, jak Sommerstein. „Chwila” Rosmarina była a częściowo i jest jeszcze prowadzona w endeckim-żydowskim duchu, z rozmachem, śmiałością i niezmordowaną konsekwencją, zaczerpniętą z przedwojennego „Słowa Polskiego”. Skutkiem niedbalstwa i ślepoty lwowskiej kołtunerii dopuszczono do tego, iż syjonistyczna „Chwila” Rosmarina jest obecnie najlepiej redagowanym pismem we Lwowie, chętnie czytanym i kupowanym przez katolików. Zresztą na jedno wychodzi, czy się czyta „Chwilę”, czy też redagowany przez Bronisława Laskownickiego i jego syna „Wiek Nowy”, „Ekspres Wieczorny” i „Rano” niedzielne. Te rzekomo polskie wydawnictwa są również żydowskie, a polscy redaktorzy odgrywają w nich tylko rolę „szabesgojów”[4]. Rosmarin ma czysto polskie wykształcenie. Pamiętam, że gdy referowałem w siódmej czy ósmej klasie „Przedświt” Krasińskiego, dysputował ze mną. Ten Żyd przeniósł po prostu polski nacjonalizm na żydowski grunt.

Co innego Sommerstein, zdaje mi się, senator, sądząc z wyglądu, jest to też semita, ale nie Żyd, lecz Heta, to jest potomek szczepu semickiego, podbitego przez Żydów, coś w rodzaju nacji niższej i poddanej Żydom, jak Czuwasze i Mordwiny Tatarom. Heci dostarczali Żydom kuglarzy, tancerek, znachorów różnego rodzaju, sztukmistrzów itp. Potomków ich cechuje niski wzrost, małe rączki i stopy, często płaskie, proste, długie nosy, odstające uszy i kędzierzawe, gęste włosy blond. Gdy Żydzi są często butni, brutalni, aroganccy, gwałtowni, a nieraz ślepo zuchwali, Heci są tchórzliwi, a równocześnie bardzo ambitni i odznaczający się podziwu godną nieraz sprawnością umysłową przy miernej inteligencji i słabych zdolnościach twórczych. Zawsze „pierwszy celujący” Sommerstein był typowym „kujonem”, czymś w rodzaju gramofonu, terkocącego odpowiedź na pytanie profesora z niesłychaną szybkością zawsze z pamięci, zresztą chłopcem tępym i mało interesującym.

Mimo szczerze polskiego ducha, panującego w gimnazjum, a może właśnie dzięki niemu, pożycie koleżeńskie między Polakami, Rusinami i Żydami nie było złe — kto wie, czy nie dla tego właśnie, że rektor w każdej chwili mógł włożyć na głowę austriacki piróg i wystąpić w roli srogiego i surowego a neutralnego urzędnika państwowego. Dyrektor był dobrym Polakiem, katecheta, ks. prałat Gnatowski[5], również, a Kaden, potępiając ich „szwarcgelberstwo”, zupełnie nie zdawał sobie sprawy z trudności, jakie ci pedagogowie, a wraz z nimi całe „ciało nauczycielskie” musieli pokonać, aby przede wszystkim zmusić młodzież do nauki, a nie dopuścić do zakłócenia harmonii sporami narodowościowymi lub religijnymi, które w ostatecznej konsekwencji mogły poważnie zagrozić istnieniu polskich szkół. Zdarzało się, że gdy ksiądz prefekt polski był chory na lekcji zastępował go ks. ruski i na odwrót. Osobno religii żydowskiej uczyli się Żydzi. Wykładał ją rabin jako przedmiot nadobowiązkowy. Korzystając z tego, Żydzi na naukę swej religii nie chodzili tak, że rabin musiał się uciekać do dyrektora po pomoc.

Jednakże w ósmej klasie, tuż przed maturą wybuchł między nami katolikami a Żydami pierwszy, o ile wiem, we Lwowie spór o charakterze narodowościowym. Mianowicie Żydzi zażądali, aby w grupie zbiorowej fotografował się razem z nimi w gronie naszych profesorów, prefekta i dyrektora ich rabin. Oczywiście, zaprotestowaliśmy przeciw temu. Roman Longchamps[6], dziś profesor prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza, stawał przeciw Żydom, ale zaczął nieszczęśliwie zdaniem: — Przyjrzyjmy się tylko prywatnemu życiu pierwszego lepszego Żyda! — No, to nie jest argument. To też krzyknąłem: — Łajdaki są wszystkich możliwych wyznań, tak nie można! — Ostatecznie — do wspólnej grupy nie doszło. Żydzi się nie fotografowali razem z nami, tylko ze swym rabinem. Było to w roku 1901, o ile się nie mylę. Było to pierwsze wystąpienie Rosmarina i

Sommersteina, pierwszy sprzeciw katolików. Zatem gdzie zaczęła się czynna walka polityczna z Żydami? Na terenie piątego gimnazjum, w gmachu pobernardyńskim. Zatem — 36 lat ciągnie się ta walka i zdaje się, dobiega już do końca. Mam wrażenie, że na jej rozstrzygnięcie nie będzie trzeba długo czekać.

Jeszcze a propos Sommersteina: był niekoleżeński. Aspołeczny narcysta. Kuł, nie po to, aby się nauczyć, bo do tego „kucie” było zbyteczne, lecz aby o nim mówiono: — Sommerstein zawsze wszystko umie, Sommerstein zawsze wszystko wie, Sommerstein jest „pierwszy celujący”. Przysiągłbym, że to samo jest i w jego polityce. Robi pewne „posunięcia”, aby o nim „stojało” w gazetach: — Sommerstein to zrobił, Sommerstein interpelował! —ale czy to ma jaką wartość, jakieś znaczenie konkretne, bardzo wątpię.

Do gimnazjum piątego we Lwowie chodziłem od czwartej klasy, przedtem byłem uczniem gimnazjum im. Sobieskiego w Krakowie. Niższe klasy gimnazjum „bernardyńskiego” mieściły się w wydzierżawionym gmachu przy Wałach Gubernatorskich naprzeciw ówczesnego pałacu Namiestnictwa, dziś Województwa. Byłem tam jeszcze w szóstej klasie, dopiero w siódmej przeniesiono nas do budynku głównego.

Otóż w klasie szóstej, pamiętam to doskonale, było nas wszystkich 31 chłopców, z tego 15 katolików a 16 Żydów. Była to klasa B. Klasa A mieściła się w głównym budynku. Tam też byli Rusini. My B mieliśmy tylko Żydów. Na ogół żyliśmy zgodnie, po koleżeńsku, ale uderzały nas (imponowały nam!) pewne rzeczy. Na przykład: Z nas mało który znał wtedy życie płciowe. Pamiętam, bo w rozmowach koleżeńskich wyszło to na jaw: na 16 Żydów tylko 2 nie było jeszcze w domu publicznym, a mieliśmy wszyscy po lat 16. Dalej: na wagary, czyli, jak się we Lwowie mówiło, „za szkołę”, lub „za labę”, chodził, rozumie się, w razie potrzeby każdy z nas. My, katolicy nie chcąc spotkać profesora, marzliśmy wtedy gdzieś za miastem, na przedmieściach lub w parkach. Mieliśmy jednak także i schronienie w ciepłym kącie. Mianowicie w Ossolineum znajdowała się czytelnia dla młodzieży, otwarta od 8 rano do 1 a także, zdaje mi się, i po południu. Chronili się tam rozmaici młodociani dezerterzy, uczniowie gimnazjalni, a także terminatorzy, którzy tu uciekli przed „laniem” od majstra. W długiej, kiszkowatej czytelni było jasno, ciepło i cicho, bo kierownik jej, pan Czapelski, literat (nie wiem, czy co kiedy napisał), będący „na ty” z Sienkiewiczem, na żadne zbytki ani rozmowy nie pozwalał. Przystojny, elegancki, z bródką w klin, na ulicy w czarnym kapeluszu z szerokimi skrzydłami, włożonym z artystyczną, lecz umiarkowaną fantazją, pan ten przezacnego serca, minę robił srogą, a czasem potrafił i ostro krzyknąć. Wiedział on dobrze, czemu przypisać głód wiedzy swych gości, ale nie mówił nic. Trzymał się tylko zasady: — Przyszedłeś do czytelni, to czytaj, inaczej — fora ze dwora!

— Nieodpowiednich dla młodzieży książek, świństw żadnych erotycznych nie dawał. Ja przestudiowałem w tej czytelni łacińskie poezje Kochanowskiego i Sarbiewskiego.

Nigdy nie spotkałem w tej czytelni Żyda, ani — prawdę mówiąc — Rusina. Rusini byli od nas przeważnie starsi wiekiem, a pochodzili głównie z prowincji. Ci albo siedzieli w domu — właścicielka „stancji” bez szemrania wystawiała im żądane świadectwo — albo chodzili do dalekich szynków na bilard. Żydzi — do domów publicznych. Wprawdzie to pociągało za sobą wydatek paru koron — suma dla młodego chłopca znaczna — ale oni zawsze mieli pieniądze albo sposób ich uzyskania.

Wtajemniczył mnie w te sprawy kolega Żyd, Adolf czyli Dolciu Kroch. Zbliżyła nas do siebie konieczność informowania się co do zadań i różnych spraw szkolnych. My mieszkaliśmy wówczas w gmachu Starego Teatru Skarbkowskiego, Dolciu w domu swych rodziców na placu Gołuchowskiego, rozpoczynającego dzielnicę żydowską, a więc bardzo blisko. Atrakcję ,,biura” informacyjnego stanowiło głównie to, iż Dolciu rozporządzał osobnym mieszkaniem, tj. dwoma pokojami z osobnym wchodem, wprost ze schodów. Właściwie mieszkanie to należało do jego starszego brata, wówczas już słuchacza prawa, wychowanka lwowskiego gimnazjum, niemieckiego. Ten Emanuel Kroch traktował nas jak swych rówieśników, tj. jak mężów dojrzałych, doskonale znających życie i jego tajemnice, więc nie wahał się ani mówić o nich z nami ani mniej uświadomionych wtajemniczać. Posiadał kilka szaf pełnych książek, wśród których niemało znajdowało się dzieł treści erotycznej z bardzo śmiałymi ilustracjami. Były też albumy, począwszy od Goyi i Poitevin'a („Diableries”) a zakończywszy na zbiorach zwykłych, ordynarnych fotografii pornograficznych, do których zawsze mieliśmy dostęp łatwy, a które oglądaliśmy z minami obojętnymi, lecz z ściśniętymi z wzruszenia gardłami. Do Dolcia przychodzili przeważnie koledzy Żydzi, którzy wraz z nim uprawiali tam jeszcze inny rodzaj zabawy. Służyła mianowicie u starych Krochów młoda dziewczyna — Rusinka, popychadło z żółtą, mongolską twarzą o wystających kościach policzkowych i z sinymi wargami, z równo przyciętą i ururkowaną grzywką nad czołem, spacerująca przeważnie boso. Tym to nieszczęsnym „tłukiem”, stworzeniem ciemnym, głupim i nie znającym świata, zabawiali się późnym wieczorem, tj. po kolacji żydowscy „panycze” w liczbie nieraz ośmiu. Ja świadkiem tych orgii nigdy nie byłem, opowiadał mi tylko o nich Kroch lub któryś z jego gości. Mimo, że skrzydła Erosa coraz głośniej zaczynały mi wówczas szumieć koło uszu, jakoś kolegom Żydom tego ich sukcesu nie zazdrościłem.

Piszę o tym wszystkim już spokojnie i bez skrupułów, ponieważ ta rodzina Krochów już we Lwowie nie istnieje. Tate-leben Kroch zrobił „benkele” i uciekł do Ameryki, w ślad za nim po ukończeniu piątej klasy pomknął Dolciu, rudy młodzian z piegowatą, okrągłą twarzą, z zadartym nosem i rybimi, mętnymi oczami. Do Ameryki drapnął też wkrótce po starym Krochu i ojciec dwóch Merwinów, recte Menkesów, z których jeden, były a nie najlepszy dziennikarzyna lwowski, później major wojsk polskich, legionista, przez jakiś czas wykładał w szkole podchorążych w Warszawie, drugi zaś, Siegfried, był adwokatem w Wiedniu; umarł przed paru laty, pozostawiając bardzo cenną kolekcję obrazów malarzy polskich. Menkesów o zmienionym nazwisku jest bardzo wielu; należy do nich też słynny literat i publicysta amerykański, Mencken, autor „Obrony kobiet”, paszkwilu, usiłującego wykazać, iż kobieta jest zasadniczo już z natury prostytutką i być nią musi. Ale najciekawsza i najbardziej charakterystyczna dla sposobu myślenia naszych kolegów-Żydów, była walka, jaką w szóstej klasie gimnazjalnej prowadzili z nauczycielem języka niemieckiego, niejakim Rietschkem. Był to człowiek młody, Ślązak, może nawet tzw. „wasserpollack[7]„, chudy, rudy, drobny, z naiwnymi, zielonymi oczami i z hektycznymi rumieńcami na policzkach, idealista, zapalony wielbiciel Szyllera. Żydzi, którzy wszyscy mówili biegle po niemiecku, byli zwykle z nauczycielami języka niemieckiego w dobrych stosunkach, wojowaliśmy z nimi przeważnie tylko my, Polacy a także i Rusini. Z Rietschkem, który uważał za zaszczyt i szczęście, że języka ukochanego Szyllera może uczyć „synów szlachetnej Polski”, jak się raz wyraził, rzeczy miały się odwrotnie. Tolerowaliśmy go my, Polacy, prześladowali go i dokuczali mu Żydzi. Nie przypuszczam, aby robili to świadomie; ta gra wynikała z ich instynktów. Uznawali Niemca tylko jako naszego gnębiciela i powolne narzędzie swej polityki. Gdy przyszedł Niemiec, który chciał oddać nam sprawiedliwość, zaczęli go zwalczać. Idealista Rietschke był skromny; zauważywszy to Żydzi, zwłaszcza niejaki Bombach, syn właściciela osławionej spelunki nocnej, zaczęli Rietschkemu dokuczać używaniem słów drastycznych, których się w gimnazjum, naturalnie, unikało. Np. zamiast „vergewaltigen” — „entjungfern”. Rietschke poprawiał, ale Żyd pytał z głupia franta: — Jak to? Czy „entjungfern” to nie jest dobrze po niemiecku? Gdy przyszedł koniec roku szkolnego Żydzi, a wraz z nimi zasugestionowana większa część klasy urządziła Rietschkemu „na ostatniej godzinie” awanturę, przy której w drzazgi poszło parę ławek i gablotka z okazami przyrodniczymi, a stojącemu w kącie szkieletowi omal nie poprzetrącano kości. Czemu? Za co? Bo Rietschke nie był polakożerczą kanalią, która by się opierała na Żydach, lecz idealistą kochającym wolność i sprawiedliwość, naszym przyjacielem.

Zastrzegam się, że ja tu ówczesnej młodzieży żydowskiej nie winię, nie sądzę, ani nie potępiam. Była taka, jak ją ukształtowało ich faryzeuszowsko talmudyczne otoczenie. Jednakże — czy to było odpowiednie towarzystwo dla nas, Polaków i Rusinów, katolików? Taki Bombach, wychowywany w knajpie nocnej, gdzie hulały szumowiny lwowskie, czego on nie widział, nie słyszał, nie umiał, wzrósłszy wśród złodziei, nożowców, sutenerów i prostytutek? Lub taki Dolciu Kroch, z tajemniczą ucieczką ojca i z bratem, kolekcjonującym pornografię? 0 nas ci chłopcy żydowscy wiedzieli wszystko. Co my mogliśmy wiedzieć o ich życiu, o tajemnicach Ghetta? Gimnazja austriackie były naprawdę bardzo tanie, co więcej, wystarczało mieć przeciętnie niezłe stopnie, aby nie płacić za naukę nic. Uczyć mógł się każdy, to prawda, ale za to kolegowało się z byle kim, z synami oszustów, właścicieli lupanarów, „mordowni nocnych” lub handlarzy żywym towarem.

Ci chłopcy, wykształceni w polskich gimnazjach, studiowali w dalszym ciągu na uniwersytecie. Z nich rekrutowali się adwokaci pijawki, oszukujący ciemnego i łatwowiernego chłopa, sędziowie przekupni lub stronniczy, lekarze ...

— Stop! powie ktoś Lekarz jest zawsze tylko lekarzem, bez względu na narodowość i wyznanie.

No, nie wiem. Słyszeliście kiedy historię o różnych regimentsarztach-Żydach w armii austriackiej? Prawdopodobnie nie. Ja i słyszałem i na własne oczy widziałem. Mieli pasję znęcania się nad katolikami.

Leżałem jakiś czas w szpitalu pułkowym. W naszym pułku grasowało dwóch regimentsarztów Żydów, dr Beigel i dr Halpern, obaj pijacy czerwononosi.

Ci nie znęcali się nad ludźmi, ich namiętnością było branie łapówek za uwalnianie z wojska, oczywiście głównie Żydów. Ale i katolików też. Jednakże byłem świadkiem następującej sceny:

Do chorego na zapalenie stawów ochotnika jednorocznego podchodzi dr Beigel (wychowanek krakowskiego gimnazjum i promowany na doktora przez rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego). Za nim idzie „sanitet”, frajter Pawlina.

— Daj mu proszek fenacytyny[8]! — rozkazuje dr Beigel.

— Melduję posłusznie, panie regimentsarzt, co fenacytyna wczoraj już wyszła.

— Czemu wczoraj nie zameldowałeś?

Dr Beigel jeszcze bardziej wydął dolną wargę, zmrużył nieco oczy i obojętnie, jak gdyby w rzecz jakąś, łup! Pawlinę dwa razy w twarz. Poczem:

— Daj mu kalomelu[9]! — rozkazał. Sprawa nie w tym, że co innego fenacytyna a co innego kalomel i że ordynowanie tego rodzaju możliwe było tylko w wojsku austriackim, ale: ten Żyd nie mógł pominąć najmniejszej sposobności, aby katolika nie uderzyć, nie sponiewierać, nie pokazać mu swej pogardy i że nie uważa go za człowieka, lecz za bydlę.

To wszystko pod ochroną munduru Jego Cesarsko-Królewskiej Apostolskiej Mości, Króla Jerozolimskiego, Franca Józefa Krwawego.

Mówicie, że lekarz jest zawsze, bez względu na narodowość i wyznanie, tylko człowiekiem, niosącym swemu bliźniemu pomoc?

Proszę bardzo!

Czyż ci osławieni regimenstarzty Żydzi nie byli lekarzami?

Więc?

Dziś te czasy „minęli”, jak się tu mówi. Tak źle nie jest, ale dobrze też jeszcze nie jest.

Jednakże — miejmy nadzieję, że będzie nie tylko lepiej, lecz nawet zupełnie dobrze.

Zauważyłem mianowicie, że dużo lekarzy Żydów mówi po angielsku.

Dobry znak!

 

Kultura, 4 i 11 lipca 1937

 

 

[1] Józef Atanazy Rogosz (ur. 1844 w Baligrodzie k. Sanoka, zm. 24 lipca 1896 w Mariańskich Łaźniach w Czechach) – polski pisarz, wydawca i publicysta.

[2] Głos Narodu – dziennik ukazujący się w Krakowie w latach 1893-1939. Reprezentował poglądy klerykalne i antysemickie. Nawoływał do bojkotu sklepów niechrześcijańskich. W latach trzydziestych, po zmianie właściciela, stał się gazetą prorządową.

[3] Henryk Rosmarin, także: Rozmaryn i Rosmaryn (ur. 13 października 1882 w Peretynie k. Kamieńca Podolskiego, zm. 1955 w Tel Awiwie) – polski polityk żydowskiego pochodzenia, syjonista, adwokat, poseł na Sejm I, II i III kadencji w II RP.

[4] Szabes goj – nie-żyd (goj), osoba zatrudniona do wykonywania niezbędnych czynności podczas szabatu w żydowskim domu lub bożnicy.

[5] Jan Gnatowski, pseudonim artystyczny Jan Łada (ur. 22 lipca 1855 w Skarżynówce na Podolu, zm. 9 października 1925 w Warszawie) – polski pisarz i publicysta, ksiądz prałat.

[6] Roman Longchamps de Bérier (ur. 9 sierpnia 1883 we Lwowie, zm. 4 lipca 1941 tamże) – polski prawnik cywilista, członek Komisji Kodyfikacyjnej RP, ostatni rektor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.

[7] Wasserpollack- niemiecki termin pierwotnie stosowany przez Prusaków dla nazwania ludności polskojęzycznej zamieszkującej Dolny Śląsk oraz Górny Śląsk. 76 Regimentarzt – lekarz wojskowy

[8] Fenacetyna – organiczny związek chemiczny, pochodna p-aminofenolu. Jest jednym z najstarszych związków chemicznych stosowanych jako środek przeciwbólowy, bo już od 1887 r.

[9] Chlorek rtęci. Ze względu na wysoką toksyczność, stosowany był bardzo rzadko w dermatologii (w wyjątkowych przypadkach), w leczeniu zewnętrznym zmian kiłowych oraz kłykcin.



tagi: jerzy bandrowski  żydzi we wspomnieniach 

bolek
15 czerwca 2021 01:00
12     1556    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ThePazzo @bolek
15 czerwca 2021 02:42

Potrzeba zdecydowanie więcej dni judaizmu w Kościele i wystąpień Prezydenta o wspólnej ojczyźnie dwóch narodów.

 

 

zaloguj się by móc komentować

ThePazzo @ThePazzo 15 czerwca 2021 02:42
15 czerwca 2021 02:49

„Światło, które symbolizuje pokój, tolerancję i wolność”. Chanuka w Sejmie

 

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @bolek
15 czerwca 2021 05:53

...z widniejącym na pierwszym miejscu przed kroniką hasłem „Kupujcie tylko u chrześcijan!”

 

Głos Narodu lata 1893-1939. Hasło bojkotu sklepów żydowskich pojawiło się około roku 1890 w II Rzeszy Niemieckiej. Czyli konserwatywny Kraków nie odstawał od lansu w Mitteleuropa.

 

Boykotte jüdischer Unternehmen und Geschäfte gab es im deutschen Antisemitismus seit etwa 1890.

zaloguj się by móc komentować

bolek @ThePazzo 15 czerwca 2021 02:42
15 czerwca 2021 06:37

Oj tam, oj tam :)

Ja tego, dla zdrowia psychicznego, nie śledzę.

zaloguj się by móc komentować

bolek @saturn-9 15 czerwca 2021 05:53
15 czerwca 2021 06:39

I znowu dowiedziałem się czegoś nowego :) Dzięki!

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @bolek 15 czerwca 2021 06:39
15 czerwca 2021 08:26

Zakończenie to jest pointa roku, o ile nie pięciolatki

zaloguj się by móc komentować

bolek @gabriel-maciejewski 15 czerwca 2021 08:26
15 czerwca 2021 08:52

Znaczy się, tekst z gatunku ponadczasowych :-)

zaloguj się by móc komentować


chlor @bolek
15 czerwca 2021 10:12

Są dwa, zwykle mylone chlorki rtęci. Chlorek rtęciowy HgCl2 (sublimat) - silna trucizna, ale nadzyczaj mocny odkażalnik, używany kiedyś nawet do dezynfekcji narzędzi i rąk, tępienia robactwa, itp.

Chlorek rtęciawy Hg2Cl2 (kalomel) "zasadniczo nieszkodliwy",  a zarazem mocny środek przeczyszczający. Bywa trujący gdy zawiera domieszkę sublimatu, a to zdażało się zbyt często. Obecnie jest nadal dodawany (w śladowych ilościach) do szczepionek w celu podwyższenia ich trwałości.

Medycyna wojskowa, felczerska opierała się na dwóch lekach: jeden na bóle poniżej pasa (kalomel albo coś innego na przeczyszczenie), drugi na wszelkie bóle powyżej pasa (np wspomniana fenacetyna).

 

zaloguj się by móc komentować

bolek @chlor 15 czerwca 2021 10:12
15 czerwca 2021 10:37

O widzisz, to jest bardzo ciekawe uzupełnienie. Dzięki! 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @bolek
15 czerwca 2021 12:50

Tytuł pyszny ale tekst rzuca na łopatki:))) Wielkie dzięki.

zaloguj się by móc komentować

bolek @pink-panther 15 czerwca 2021 12:50
15 czerwca 2021 12:59

Dziękuję! Cała przyjemność po mojej stronie :D

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować