-

bolek

Dom Piłata

A co jeśli będziesz miał wynik pozytywny? zapytał Kuba, zaraz po tym jak pochwaliłem się wyjazdem do Hiszpanii. Zamarłem! No właśnie, co jeśli? Nie jest to nasz pierwszy pandemiczny wyjazd i do tej pory nie było problemów. Podobno zawsze jest ten pierwszy raz. Po co ja mu to mówiłem?!
Idąc na test czuję się jak Woody Allen w filmie "Hanna i jej siostry"
- A co jeśli mam covida?
- Nie masz!
- A może mam!
- Już miałeś.
- Kaśka miała już 3 razy!
- Testy z Biedronki są niewiarygodne, poza tym nie masz objawów.
- Może przechodzę bezobjawowo?
- Oh, shut up!
Dzięki dokładnej pani diagnoście zobaczyłem wszystkie gwiazdy, podczas robienia wymazu.
- Co jak wynik będzie pozytywny?
- Kwarantanna.
- Ale ja mam bilety do Hiszpanii na jutro!
- Trzeba się było zaszczepić!
- Ale zaszczepieni też mogą się zarazić, prawda?
Popatrzyła na mnie przeciągle i nic nie odpowiedziała. Teraz, wynik napewno będzie pozytywny. Po co ja się oddzywałem?!
Po najdłuższych 15 minutach dostaję wydruk, a pani diagnosta obraca się na pięcie bez pożegnania i znika za drzwiami gabinetu. Yes! Lecimy!

Odprawieni online idziemy prosto do bramek. Jesteśmy trochę przed czasem, więc sprawdzam co nowego na SN. Zaczyna się boarding. Poskąpiliśmy na priority to czekamy grzecznie na swoją kolej. W pewnym momencie zaczyna się robić nerwowo przez idącą od początku kolejki pracownicę linii lotniczych. Idzie, sprawdza ludziom dokumenty i segreguje. Mamy hiszpański QR, testy, boarding passy, ale nie mamy magicznej pieczątki, potwierdzającej sprawdzenie tych dokumentów na check-inie i teraz pani lata z obłędem w oczach i sprawdza czy wszyscy mają hiszpańskie QR kody. Nie testy, nie szczepienia tylko QR kody, które generują Hiszpanie po tym jak uzupełnimy formularz na ichniejszej stronie, wpisując różne informacje np. czy jestem zaszczepiony, czy przetestowany, itp. itd.

Na pokładzie samolotu witają nas podwójnie zamaskowane stewardessy. Proszę założyć maseczkę na nos! Przez cały lot, oprócz standardowego wciskania duty free szajsu i serwowania jedzenia oraz napojów, chodzą tam i z powrotem sprawdzając czy maseczka jest poprawnie założona.
Lura firmowana przez Lavazzę ratuje nas przed szaleństwem. Jak konsumujesz to nie musisz zakładać maseczki(sic!). No ale ile można pić kubek kawy?? Dłuuuugo :D

Cztery i pół godziny później lądujemy w Sewilli. Sprawna organizacja przylotów ustawia nas w długiej kolejce. Skan, dalej, skan, dalej, skan, pokaż test. Szybko przesuwamy się do przodu. Hiszpanie wyrywkowo sprawdzają certyfikaty i testy. Jeszcze tylko bilet na autobus i ruszamy w dalszą drogę. Monitoruję trasę na telefonie, bo nie wiemy gdzie wysiąść. Z każdą minutą maleje odległość do celu. W pewnym momencie zaczynamy się oddalać. Szybka decyzja i wysiadamy na następnym przystanku. Spacerkiem udajemy się w kierunku naszego hostelu, który nam polecono. Po zameldowaniu, dostajemy klucze do naszego "apartamentu" i wspinamy się po schodach na dach, z którego podziwiamy panoramę miasta z górującą nad wszystkim Giraldą. Hostel wygląda jak klasyczny marokański riad. Wpływy arabskie w architekturze sprawiają, że generalnie całe stare miasto wygląda jak centrum Marakeszu.

To co jutro zwiedzamy, pada sakramentalne pytanie. Miasto! rzucam na odczepnego, ponieważ nie mam ochoty na żadne muzea. Stare miasto w Sewilli jest jak jedno wielkie muzeum i czasu braknie, żeby wszystko tam zobaczyć. Krakowskim targiem idziemy do Katedry i Alkazaru.
W największej na świecie gotyckiej katedrze, w chwili obecnej przerobionej na muzeum, Bóg jest wielki a ja malutki. Chodzę z zadartą głową, robię zdjęcia, kręcę filmy, które i tak nie są w stanie oddać atmosfery panującej w tym świętym wnętrzu.

Zaintrygowany zatrzymuję się przy czterech ukoronowanych postaciach, niosących na swoich barkach trumnę. Okazuje się, że to grób Kolumba. Dziwny taki...


Wchodzimy spacerkiem na Giraldę. Nie ma schodów. Kiedyś to był minaret, na który muezin wjeżdżał konno. W oddali wzrok przyciąga Plaza de toros, w sezonie źródło byczych ogonów i innych podrobów serwowanych w lokalnych knajpkach.

Zwiedzanie zamku w styczniu to nieporozumienie. Ogromne, puste przestrzenie z pięknymi mozaikami, które w pewnym momencie zlewają się w jedną kolorową plamę i przestajesz na nie zwracać uwagę. Są komnaty królewskie, ale trzeba się wstrzelić bo jest limit zwiedzających. Atrakcja w postaci zamkowych ogrodów dopiero budzi się do życia z zimowego snu.


Piękne miasto, ale nie ma się gdzie napić dobrej kawy, stwierdza nowopoznany Francuz, pracujący zdalnie na dachu hostelu. Szwendamy się po mieście, które lata świetności ma już za sobą ale widać, że kiedyś było The Centrum. Świadczą o tym kolejne mijane po drodze monumentalne budowle, głównie kościoły, teraz zamknięte na głucho. Wszędzie pełno zamaskowanych ludzi. Przed wyjazdem sprawdziłem obostrzenia w Hiszpanii i jedyne co znalazłem to wymóg noszenia maski na zewnątrz, jeśli nie możesz zachować dystansu 1,5 metra. Chodzimy więc bez, a jeżdżąca w kółko policja nas olewa. Siadamy w ulicznej knajpce aby trochę odsapnąć  i zamawiamy espresso. Francuz miał niestety rację. Z ciekawości rozglądam się po sąsiednich stolikach. Dominuje wino i cereveza.

Spróbuj ogon byka, poleca znajomy. Siadamy w knajpie i czekamy aż nas wyproszą, ponieważ wejście tylko dla certyfikowanych, jak informuje naklejka na drzwiach. Nikt nie pyta to zamawiamy po kilka tapasów, żeby spróbować różnych smaków. Ogon wyszedł, biorę policzki. Palce lizać. Z góry, smutnym wzrokiem spogląda na mnie Bombillero z kolegą. Mam nadzieję, że to nie jego policzki właśnie skonsumowałem.

Sympatyczne dziewczyny zapraszają na pokaz flamenco. Wejście tylko 20 EUR od osoby. Na Placu Hiszpanii pokazy flamenco free of charge. Siedzimy na schodach i z rozdziawionymi ustami podziwiamy mistrzowski show w wykonaniu drobnej tancerki. Na koniec zrzutka i wszyscy są zadowoleni.


Plac Hiszpanii to historia tego kraju w pigułce. Większe lub ważniejsze hiszpańskie miasta mają tam po jednej, związanej z nimi, mozaikowej historii z przeszłości. Przy dźwiękach ABBY, granej na fletni pana przez wystrojonego w piuropusz potomka Majów, próbuję zgadywać co przedstawiają niektóre z tych obrazów. Trzeba będzie się podszkolić.

W piątkowy wieczór Plac Nowy tętni życiem. Zupełnie jak ten na Kazimierzu, tylko zapiekanek nie ma a my jesteśmy jedynymi turystami. Rodzice plotkują, dzieci dokazują, a na kamiennych ławkach dookoła, bezdomni rezerwują kuszetki. Wszyscy oczywiście w maseczkach. No ale oni nie zachowują zalecanego dystansu.  A nad nami czuwa "Zdobywca Andaluzji", święty Ferdynand III.

Może pomóc, pyta po angielsku starsza pani, gdy stojąc na skrzyżowaniu uliczek, zastanawiamy się w którą stronę pójdziemy. Idziemy razem kawałek w kierunku jakiegoś zagłębia gastronomicznego, gdzie jadają lokalsi. Pani uczęszczała do szkoły prowadzonej przez irlandzkie zakonnice i stąd znajomość języka. Teraz nie ma irlandzkich zakonnic i ciężko się dogadać z kimkolwiek.

W drodze powrotnej trafiamy na Casa de Pilatos czyli Dom Piłata, który tak naprawdę jest pałacem :)



tagi: sewilla 

bolek
18 lutego 2022 12:00
5     976    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

OjciecDyrektor @bolek
18 lutego 2022 22:01

Czyli Marokańce chcą wròcić do "swojego" miasta. Nie wiedziałem, że tam po 500 latach nadal jest strasznie  arabsko.

zaloguj się by móc komentować

bolek @OjciecDyrektor 18 lutego 2022 22:01
18 lutego 2022 22:30

Być może źle się wyraziłem. Chodziło mi o architekturę. Poza tym jest bardzo hiszpańsko :-)

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @bolek
18 lutego 2022 23:07

Aha. To już spokojniejszy  jestem. Choć  z tymi Hiszpanami jak z pszczołami u Kubusia Puchatka - nigdy nic  nie wiadomo. 

zaloguj się by móc komentować

Paris @bolek
19 lutego 2022 18:35

Fajny  wpis...

...  i  bardzo  ladne  zdjecia  !!!

W  sumie  ta  Sewilla  to  ladne  miasto,  ale  dla  mnie  za  duzo  tam  tej  sztuki  arabskiej,  pomimo  Twoich  zapewnien,  ze  ona  jest  hiszpanska.  Jakos  nigdy  ani  Hiszpania  ani  Portugalia  nie  rzucaly  mnie  na  kolana,...  no  moze  dokad  nie  pojechalam  do  Francji  to  jeszcze  jako-tako  mogla  byc  ta  Hiszpania,  ale  w   trakcie  pobytu  we  Francji  wszystko  zaczelo  sie  zmieniac  i  to  o  180°,  ale  chyba  najbardziej  ja  sama. 

Z  Hiszpanii  to  mialam  okazje  poleciec  do  Barcelony  -  na  tydzien  czasu  -  i  to  zupelnie  ZA  DARMO...  i  nie  nie  zdecydowalam  sie.  Wszyscy  moi  znajomi  i  nie  tylko  polscy  pukali  sie  w  glowe,...  a  ja  nawet  dzis  nie  zaluje,  ze  nie  zobaczylam  tej  calej  Barcelony  na  wlasne  oczy  !!!  

zaloguj się by móc komentować

bolek @Paris 19 lutego 2022 18:35
20 lutego 2022 23:31

Dzięki! :)

To jest bardzo ładne miasto i takie... normalne :)

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować