Mason za dychę
Nikodema poznałem w drodze powrotnej z Tuscon, gdzie pojechaliśmy z Mańkiem po "złote runo".
W Tuscon każdego roku odbywają się wielkie, o ile nie największe w Stanach, targi minerałów, biżuterii i wszystkiego co z tym tematem jest związane. Ściągają tam ludzie ze wszystkich chyba krajów na Świecie, również z Polski. Targi rozrzucone są po całym mieście. Impreza trwa prawie miesiąc. Obstawiam, że miesiąc to za mało aby to wszystko obejrzeć.
Naszym "złotym runem" miały być czyste jak łza akwamaryny w dobrej cenie. Na miejscu okazało się, że akwamaryny owszem są ale cena, nawet przy kursie 2 złote za dolara, nie jest aż tak atrakcyjna.
Mój pomysłowy Dobromir rzucił kolejne hasło - copal! Mówiąc w skrócie, jest to młody bursztyn, występujący m.in. w Ameryce Południowej, wygląda jak rasowy bursztyn, ale jest dużo, dużo tańszy.
Zaczęliśmy szukać. Wszyscy pytani rozkładali ręce. Jedynie stary Chińczyk z nieprzeniknioną miną, zapytał ile tego chcemy. Wagon? Pokiwaliśmy potakująco głowami, stwierdzając, że wagon to minimum. Chińczyk kazał przyjść na następny dzień i tyle go widzieliśmy.
Dwa dni potem trafiliśmy na copal u Australijczyków, całe 1,5 kilo. Maniek kupił całość, spakował do reklamówki i oznajmił, że wyjazd mu się właśnie zwrócił. Ponadto stwierdził, że te targi są przereklamowane i za miesiąc leci do Iwu po towar, ponieważ chińskich cen nie przebije Biedronka do spółki z Lidlem. Przez kolejne dni szwendaliśmy się po różnych stoiskach i motelach, w których za dnia wystawiali się nocujący tam wystawcy.
Wieczorami sączyliśmy "Ślinę łosia", jak obrazowo wyjaśnił mi nazwę barman, w pobliskim barze, przy muzyce z szafy grającej albo sączyliśmy burbona w basenie pod drzewem pamarańczy, przepalając cygarkiem kupionym na bezcłówce.
Maniek rozważał jeszcze kupno ponad metrowej geody ametystowej z Brazylii za jedyne 300 dolarów. Była to naprawdę okazja ponieważ podobna, tylko 3 razy mniejsza na giełdzie minerałów w Krakowie kosztowała 1500 złotych. Koszty transportu przeważyły jednak decyzję o zakupie.
Nieuchronnie zbliżał się czas powrotu do Polski i musieliśmy zamienić słoneczne lato w Arizonie, na zimę w Chicago.
Po wylądowaniu okazało się, że nikt na nas nie czeka. Próba dodzwonienia się do Nikodema z automatu na podsłuchu spełzła na niczym. Dodzwoniliśmy się dopiero z komórki miłego Amerykanina, zaintrygowanego naszą rosnącą frustracją. Niki był, ale nas nie było i pojechał.
Odebrał nas chwilę później i ruszyliśmy do mieszkania, w którym mieszkał, zahaczając o polski sklep, w którym zrobił zakupy. W polskim sklepie jest drożej niż w Walmarcie, ale smaczniej, a jak powiadała babcia, co teraz zaoszczędzisz na jedzeniu, to później wydasz na lekarza.
Nikodem wyjechał do Stanów na wizę turystyczną, jak większość ludzi z Polski, 10 lat wcześniej i został. Pracował w remontach. Mieszkał w Park City, na osiedlu takich amerykańskich bloków dwupiętrowych, zbudowanych w technice szkieletowej. Mieszkanie było przestronne. Niki śmiał się, że normalnie na takim metrarzu mieszka 20 Meksyków. Czasami obserwował jak wychodzili gęsiego do pracy z budynku naprzeciwko.
Patrząc na fotografie na parapecie, musiał bardzo tęsknić za Polską.
Kiedyś w ramach jakiejś grupy wsparcia, poszedł na spotkanie, zapłacił 10 dolarów wpisowego i w pakiecie z fartuszkiem, został bratem Nikodemem.
Bardzo żałował, że nie może się nami bardziej zaopiekować ze względu na jakieś nowe zlecenie.
W weekend pojechaliśmy do centrum. Zrobiliśmy rundkę jak w "Kochaj albo rzuć" i poszliśmy na kawę do Starbucksa. Pracujący tam młodzian nie mógł się nadziwić, że w Polsce nie ma Starbucksa. Tzn był wtedy chyba jeden w Warszawie, a nie tak jak teraz na każdym rogu, w każdym większym mieście i na plaży w Sopocie.
Przypomnieli mi się "Nietykalni" i scena na dworcu. Poszliśmy zobaczyć te słynne schody i zrozumiałem dlaczego kiedyś kino nazywało się iluzjon.
W drodze powrotnej wpadliśmy do Jaśka, który po kolejnej z rzędu odmowie wydania wizy, kupił bilet do Meksyku i dostał się do USA przez zieloną granicę. W Meksyku jeszcze przeżył nalot na melinę, w której czekali na przewodnika. Zgarnęli wszystkich lokalsów, ale jego nie ruszyli. W chwili obecnej jest szanowanym biznesmenem w branży budowlanej, kupił dom na kredyt i pracuje nad ściągnięciem córki z Polski.
Rok później, Nikodem porzucił swój "american dream". Najpierw postój w Londynie, potem Polska. Wymieniliśmy się telefonami, ale nie udało nam się spotkać. Za dużo pewnie miał do nadrobienia. Patrząc na jego zdjęcie profilowe, widać było radość. Ostatnia wiadomość od niego była "live is fucken too short ,take every moment!!!!!!,if not will die!!!!!!".
Pięć lat później deportował się do Nieba.
tagi:
![]() |
bolek |
28 stycznia 2025 16:01 |
Komentarze:
![]() |
qwerty @gabriel-maciejewski 28 stycznia 2025 16:22 |
28 stycznia 2025 16:49 |
O tak.
![]() |
bolek @gabriel-maciejewski 28 stycznia 2025 16:22 |
28 stycznia 2025 16:55 |
Dziękuję za dobre słowo.
![]() |
bolek @klon 28 stycznia 2025 17:09 |
28 stycznia 2025 17:45 |
Dzięki za lekturę!
![]() |
ArGut @bolek |
28 stycznia 2025 21:14 |
Dużą frajdę dają takie opowieści. I to, że kolega nie będzie nas tu nimi katował w 30 smakach, a jak opowieść byłą by dłuższa to byśmy mieli, jak u kolegi SAS-a cdn. w części kolejnej.
No i takie samopoczucie, że jak pan "sztuczna inteligencja" czyta mi to rano, to mam uczucie, że siedzę przy wirtualnym ognisku i palę wirtualną fajkę pokoju z wirtualnym indianinem z samiuśkiego czajnatałnu. Howk.
![]() |
bolek @ArGut 28 stycznia 2025 21:14 |
29 stycznia 2025 08:07 |
Równie dużą frajdę dają takie komentarze. Dzięki!
![]() |
bolek @KOSSOBOR 28 stycznia 2025 23:19 |
29 stycznia 2025 08:10 |
Wiśta wio, łatwo powiedzieć ;-)
![]() |
Paris @bolek |
29 stycznia 2025 08:36 |
Fajne,...
... ale jakos zawsze mialam dystans do tego ,,american dream,, !!!
A juz wyjazd tam nawet nie wchodzil w gre. Zwlaszcza od 2005, kiedy sama wyjechalam do Francji,... a i od dziecka mama wpajala mi do glowy smutne fragmenty nieszczesnych losow rodzenstwa mojego sp. dziadka Stefana. Czterech braci wyjechalo do tej ,,bajecznej ameryki,, - jeszcze sporo czasu przed 2wojna - i nie wrocili, nikt z rodziny ich nie odwiedzil, bo nie bylo nikogo stac na wyjazd,... ZERO KONTAKTU, a tesknota wielka i tylko modlitwa pozostaly w pamieci. Nawet nie wiadomo, co sie z ich koscmi stalo.
Wszelkiej pomyslnosci i zdrowia na 2025 Rok, dla Ciebie i Rodziny,
![]() |
bolek @Paris 29 stycznia 2025 08:36 |
29 stycznia 2025 09:08 |
Dziękuję!
Podobnych historii jest pewnie tysiące.
Również wszystkiego naj!
![]() |
chlor @bolek |
29 stycznia 2025 16:44 |
Mój krewniak jeżdził na te targi raczej sprzedać swoje gotowe wyroby niż po surowiec. Klimat tego miejsca z jego opowieści wygląda podobnie jak przedstawiony tutaj. Przysyłał zdjęcia ulic i moteli. W każdym razie od niedawna stwierdził że jedyny kraj w którym można sprzedać dużo polskiej biżuterii to Chiny, więc zalewa Chiny swoją produkcją. Kiedyś dużo brali amerykanie, ale jakoś przestali.
![]() |
bolek @chlor 29 stycznia 2025 16:44 |
29 stycznia 2025 19:06 |
To było takie rozpoznanie bojem. Polegliśmy.
Chiny to jest rynek, który wchłonie wszystko, takie odnoszę wrażenie. W Bytomiu na ten przykład skupują co lepsze rzeczy bez targowania. Cały czas na łączach, szybka konsultacja przez wideo, wypłata i na wózek.
![]() |
MarekBielany @bolek 29 stycznia 2025 19:06 |
30 stycznia 2025 20:17 |
w zanadrzu są mongolie !
ta jak zawsze i wewnętrzna.
Ło matko ? po kiego lecieć wnet na alaskę.
(!)
P.S.
tak z eteru.
:)))
![]() |
bolek @MarekBielany 30 stycznia 2025 20:17 |
31 stycznia 2025 07:31 |
Z eterem trzeba ostrożnie...